Hunter leżał na ziemi nie przytomny.
Spojrzałam w prawo, a tam stał Koyshay...
Jego wzrok był skierowany prosto na Huntera.
- Koyshay! - powiedziałam.
Pies zignorował mnie.
- Koyshay!!! - zdenerwowałam się.
Koyshay warkną i podszedł do Huntera, zaczął go obwąchiwać, a po chwili skoczył na niego i zaczął go gryźć.
- Koyshay! Przestań! Koyshaaayy! - krzyczałam i rzuciłam się na psa.
Odepchnęłam towarzysza od Huntera.
- Co ty zrobiłeś ?! - warknęłam.
Koyshay cofną się trochę, otworzył szeroko oczy, chciał coś powiedzieć ale pokręcił nie wierząc głową i uciekł.
Patrzyłam jak Koyshay się oddala i oddala...
Spojrzałam na Huntera.
Hunter miał całą szyje w krwi oraz pogryzioną łapę.
- Hunter... ej, nie odchodź... jak ja sobie bez ciebie tutaj poradzę ? - zapytałam cicho i spokojnie, siadając obok basiora.
Hunter otworzył delikatnie oczy i powiedział :
- Poradzisz... - powiedział równie spokojnie.
- Nie, nie poradzę! Nikogo tu nie znam..., a nawet gdybym poznała to i tak nikogo nie polubię tak jak Ciebie...
- Ale Chuntian... - zaczął.
- Nie, zrozum!
- Chuntian daj mi coś...
- Hunter!
- Ja nie umieram! - powiedział szybko.
Przechyliłam pysk i spojrzałam na niego.
- Nie ?
- Nie - uśmiechną się choć to nie było łatwe ze względu na ból.
Pomogłam mu wstać, a Hunter kulał.
- Może...
- Nie, dam radę - powiedział i poszliśmy.
< Hunter ? Za późno, twoje łapy są już w Japonii, USA, Atlantydzie i Afryce ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz