piątek, 21 lutego 2014

Od Lexi c.d. Viento Azul

Ten niemrawy acz wesoły uśmiech był miły. Przestałam na siłe próbować go rozweselać. Po skończonym posiłku położyliśmy się pod jakimś drzewem.
-Sorki że pytam, ale dlaczego wlasciwie jestes az taki ponury?- zapytałam patrząc na niego. Spojzała na mnie zmieszany.
-Naczy się jak nie chcesz to nie mów- zawołałam nerwowo widząc jego wzrok. Wstałam szybko z ziemi
-Dobra może chodźmy jeszcze...- niedokończyłam bo nagle...

<Viento? Wymyśl jakąś ciekawą przygode a przynajmniej początek  >

Od Viento Azul c.d. od Lexi

- Dobra. Chodź...
Poszliśmy do lasu. Ja złapałem dużego jelenia, a Lexi sarnę. Szybko zjedliśmy swoje zdobycze.
- Lexi, nazbyt usilnie próbujesz mnie rozweselić. Zamiast tego może powinnaś się we mnie wczuć? Ja rozumiem, że ty nie lubisz być taka ponura i wo gule. Kiedy będę chciał to się zaśmieję, wystarczy zrozumienie i cierpliwość. - lekko się uśmiechnąłem

< Lexi? >

Od Lexi c.d. Viento Azul

W wodzie czułam się najlepiej, w koncu to był mój żywioł. Basior wydawał się być cały czas jakiś pochmurny i poważny, za poważny. Wyszłam z wody otrzepując się. Małe kropeli wody padły na niego.
-Ej- warknoł
-Sorki- zachichotałam. Chciałam jakoś rozruszać basiora aby było ciekawiej. Szkoda tylko że niewiedzialam jak.
-Chodźmy moze zapolować. Jestem głodna jak wilk- uśmiechnełam się.

<Viento Azul?>

Od Viento Azul c.d. od Lexi

Odnosiłem wrażenie, że Lexi była waderą dość romantyczną i lubiącą podryw. Po zwiedzeniu całej watahy zatrzymaliśmy się przy wodospadzie z jeziorem. Lexi energicznie wskoczyła do wody, zachęcała mnie abym również do niej wskoczył ale odmówiłem. Wolałem powietrze, wiatr... Woda mnie nie ciągnęła do siebie, bo gdy moje duże, rozłożyste skrzydła zamokną nie mogę przez kilka godzin latać.

< Lexi? >

Od Luuki c.d. od Moon'a

- Dziękuje ci. Już wiem co mi się najbardziej przyda. Napar ze stokrotek i rumianku. Pomożesz mi je znaleźć?
- Jasne.

< Moon? Brak weny... >

Od Miran

Spacerowałam sobie przez Dziki Las. Byłam szczęśliwa, że przyjęto mnie do watahy, w końcu nie musiałam się bać czających się zwierząt chcących mojej śmierci.
-''Ślicznie tu, prawie jak w domu...''-pomyślałam
Po chwili usłyszałam burczenie mojego żołądka, który domaga się śniadania. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w stronę łąki by zapolować. Zaczęłam biec myśląc że jestem tu całkowicie sama. Jak zwykle się myliłam. Wpadłam na kogoś i zaczęliśmy wraz z tym kimś turlać się ze wzgórza, jeszcze nie do końca świadomi tego co się stało. Gdy już wylądowaliśmy u podnóża wzgórza zaczęłam chwiejnie wstawać i spoglądając nawet na ofiarę mojego bezmyślnego biegu zaczęłam przepraszać.
-Ojć,tak mi przykro.....nic ci się nie stało? Ech ślepota ze mnie...Na pewno nic ci nie jest? Przepraszam jeszcze raz....naprawdę....tak mi wstyd..-zaczęłam gubić się w swojej wypowiedzi i odruchowo spuściłam oczy.

<dokończy ktoś?>