Spacerowałam sobie przez Dziki Las. Byłam szczęśliwa, że przyjęto mnie do watahy, w końcu nie musiałam się bać czających się zwierząt chcących mojej śmierci.
-''Ślicznie tu, prawie jak w domu...''-pomyślałam
Po chwili usłyszałam burczenie mojego żołądka, który domaga się śniadania. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w stronę łąki by zapolować. Zaczęłam biec myśląc że jestem tu całkowicie sama. Jak zwykle się myliłam. Wpadłam na kogoś i zaczęliśmy wraz z tym kimś turlać się ze wzgórza, jeszcze nie do końca świadomi tego co się stało. Gdy już wylądowaliśmy u podnóża wzgórza zaczęłam chwiejnie wstawać i spoglądając nawet na ofiarę mojego bezmyślnego biegu zaczęłam przepraszać.
-Ojć,tak mi przykro.....nic ci się nie stało? Ech ślepota ze mnie...Na pewno nic ci nie jest? Przepraszam jeszcze raz....naprawdę....tak mi wstyd..-zaczęłam gubić się w swojej wypowiedzi i odruchowo spuściłam oczy.
<dokończy ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz