sobota, 8 marca 2014

Noodee - podróż ku przyjaźni.

Siedziałam pod drzewem, rozmyślając o wszystkim co się wydarzyło.
" Czemu to co najcenniejsze tak szybko odchodzi ? ", " Czemu nie można cofnąć czasu " - w mojej głowie roiło się od takich i podobnych pytań i niestety na żadne z nich nie dostałam odpowiedzi.
Po kilku minutach przypomniałam sobie o Lexy, dziewczynie która walczyła o swoje... nie bała się zrobić kroku na przód, nawet gdy towarzyszył jej wilk. Nie zwracała uwagi na to czy jestem małym i słodkim pieskiem, czy wilkiem który mógł ją zabić bez mrugnięcia okiem...
Ale to przeszłość, stało się i nigdy więcej nie zdarzy, nawet gdyby mnie szukała to nie znajdzie... jesteśmy gdzieś indziej, ona nawet by nie pomyślała, że może mnie tu znaleźć... Potrząsnęłam głową, myśląc o niej robiłam sama sobie krzywdę.
- Chciałabym ją choć zobaczyć... - pomyślałam.
- Zobaczyć, hę ? - powiedział ktoś za mną.


















Był to bardzo stary wilk, wyglądał na sympatycznego.
- Kim... Co? Ale co zobaczyć? Oh, kim jesteś ? - zapytałam.
- Lexy to człowiek... chym... ale ona przeciętna... blondynka, niebieskie oczy... nie, nie, nie... damy coś bardziej oryginalnego... brąz, albo czarny...wolisz krótkie czy długie ?
- Co, co? Ale co ? - załapałam, że pyta mnie.
- Dziewczyno, ty wcale się na tym nie znasz! - powiedział z wielkim zdziwieniem.
Obejrzał się na wszystkie strony i pociągną mnie do najbliższej i pustej jaskini.
- Kim ty jesteś ?! - podniosłam głos.
- A co Ci da to, że będziesz wiedzieć jak się nazywam ? - zaśmiał się i dalej paplał o czyimś wyglądzie.
- O czym ty w ogóle mówisz ?!!! - krzyknęłam.
Wilk podeszła do mnie.
- Chcesz ją zobaczyć czy nie ?
- Ale kogo ? - zapytałam resztkami nadziei, że mi odpowie.
- Ok, ustań tam i się nie ruszaj - zignorował moje pytanie.
- Po co ?
- Nie chcesz chyba efektów ubocznych ? - zaśmiał się.
- Efektów ubocznych ?.... Nie mam pojęcia o czym ty do mnie gadasz, a teraz bądź tak łaskawy i daj mi święty spokój - powiedziałam grzecznie i odeszłam.
Wieczorem przy kolacji opowiedziałam wszystko rodzicom i Laurze.
- A ty znowu na temat tej dziewczyny... - powiedziała wzdychając mama.
- Pomogła mi wrócić... - zaczęłam.
- Mogła Ci zrobić krzywdę ! - warkną tata.
- Ale nie zrobiła ! - krzyknęłam i Saba teleportowała nas do pokoju.
Historia przy kolacji przypominała mi czasy gdy dopiero ją spotkałam...
- Ciekawe co chciał zrobić ten wilk ? - pomyślałam i usnęłam.
Rano obudziłam się i spadłam z łóżka.
Byłam zbyt zmęczona by otworzyć oczy, lecz otworzyłam je gdyż poczułam się bardzo dziwnie.
Nie miałam ogona ani łap, długiego nosa i futra... Zamiast tego miałam ręce, nogi, mały nosek i długie, czarne włosy!


















Wpatrywałam się tak w lustro bez ruchu, nie wiedziałam co mam teraz zrobić...
Po chwili okno otworzyło się i wiatr wleciał do pokoju, poczułam zimno jakiego do tej pory nigdy nie zaznałam. Już wiedziałam, że to nie sen, w śnie nic nie czuć... zaczęłam panikować i krzyczeć, mama mnie usłyszała i zaczęła wchodzić na górę, zaczęłam biegać po pokoju przewracając się co kilka kroków.
- Mama nie może mnie zobaczyć w takim stanie! - powiedziałam cicho.
Po chwili byłam w tej samej jaskini, gdzie byłam ostatnio z tym basiorem.
- Gdzie.. ?!!! Co? - nie mogłam uwierzyć.
- Daj spokój, kochanieńka - był to znowu ten staruszek.
- " Chciałabym ją choć zobaczyć " Teraz jest to możliwe, a ty marnujesz czas na uciekaniu przed matką! - zezłościł się.
- Nawet jeśli, to jak mam ją znaleźć ? - zapytałam - jest daleko !
- Jest bliżej niż Ci się zdaje - uśmiechną się i znikł w mgnieniu oka.
- Gdzie ja jestem ? - zapytałam myśląc, że ktoś mi odpowie.
Padał deszcz, był lekki wiatr i było mi strasznie zimno.
Gdy odwróciłam się zobaczyłam budynek niczym wielki pałac, była to jakaś szkoła gdyż wychodziło z niej wiele dziewczyn i chłopaków.
Nikt nie zwracał na mnie uwagi, wszyscy byli czymś zajęci.
Ale mnie zainteresowała grupka dziewczyn, śmiały się i gawędziły razem, a pośród nich była Lexy!
Bez wahania pobiegłam do nich i przewróciłam się tuż przed nimi.
Wszystkie spojrzały się na mnie, ale ja patrzyłam tylko w oczy Lexy...
Lexy wyciągnęła rękę i pomogła mi wstać.
- Cześć, jestem Lexy, to jest Enginori, a to bliźniaczki Esten i Sutiknie - przedstawiła je.
Enginori miała krótkie do ramion, rude włosy, piegi przy nosie i słodką żółtą torebeczkę, a Esten i Sutiknie miały brązowe włosy, jedyne czym się różniły to, że Esten miała okulary.
A Lexy.. nie mogę jej opisać słowami... ładna blondynka z uroczym uśmiechem.


















- Mam pomysł - uśmiechnęła się Sutiknie - Może damy jej jakieś ubrania i zrobimy coś z włosami!
Nie mogłam nic powiedzieć, gdyż może by mnie nie zrozumiały, nie byłam pewna czy mogę mówić po ludzku czy wilczemu.
W domu Sutiknie dziewczyny przebrały mnie w ładne ubrania, a inaczej mówiąc w mundurek szkolny.
Zrobiły mi włosy i doprowadziły do ładu całą mnie.
Po drodze do parku wszystkie trzy gadały do mnie i wypytywały mnie o wszystko, a ja nie odpowiadałam.
Lexy jako jedyna się nie odezwała.
- Jesteś niema ? - zapytała Enginori, a Lexy puknęła ją łokciem.
- Nie dziwię się jej, że z wami nie gada skoro jesteście takie... - nie wiedziała jak dokończyć.
- Takie, takie, jakie ? Spójrz najpierw na Siebie, a potem na innych! - Engnori aż krzyknęła.
Nie miałam nic pojęcia o języku migowym, ale nie chciałam z nimi siedzieć i słuchać kłótni...
Nie chciałam zostawiać Lexy bez pożegnania i powiedzenia jej, że to ja, ale musiałam.
Zaczęłam wymachiwać rękoma na wszystkie strony, dziewczyny odwróciły się.
Pokazałam na mundurek, ładnie uczesane włosy i zrobiony makijaż, następnie ukłoniłam się próbują powiedzieć dziękuje i pokazałam na palcach, że muszę już iść.
Wszystkie cztery patrzyły na mnie z ciekawością, a ja odeszłam.
Lecz one poszły za mną, zatrzymałam się i pokazałam im, że nie chce ich widzieć, a w tedy uciekłam.
Byłam w innym miejscu, daleko od domu, w miejscu nazywanym " Japonią ".
Zdziwiłam się, że rozumiem co one do mnie mówią..., a może to dlatego, że jestem wilkiem...
Postanowiłam więc przychodzić na teren szkoły, siadałam pod wiśniowym drzewem i patrzyłam na wielu uczniów, którzy mieli przerwę, a gdy wszyscy byli w środku, na zajęciach, ja czytałam książkę pod tytułem " Miliony gwiazd ". Otworzyłam książkę na stronę 148, tam ją ostatnio skończyłam :

( .... )
Akiers nie mógł patrzeć jak Kers cierpi, przecież ona nic nie zrobiła, a została tak potraktowana.
Akiers podszedł do Kers i poklepał ją delikatnie po plecach.
- Jeżeli naprawdę nic nie zrobiłaś, to nie masz się czym martwić, powiedział mężczyzna.
Kobieta spojrzała na Akiers'a, widać w niej było strach i cierpienie.
- Akiers, wierzysz w to, że to ja ?, zapytała ze łzami w oczach.
- Zawsze trzeba mieć pewność, uspokoił ją.
148.

Drzwi wejściowe do szkoły otworzymy się i wybiegło z nich setki uczniów.Lexy i dziewczyny spoglądały na mnie co chwilę.
Było tak codziennie, przychodziłam, czytałam i unikałam " Paczki ".
Siedziałam pod drzewem, byłam na stronie 213, gdy przed nosem książkę zamknęła mi Lexy.
Była sama, miała poważną minę i usiadła obok mnie.
- Jesteś nam winna pieniądze! - powiedziała - Za mundurek i wszystko.
Spojrzałam na nią, a ona wybuchła śmiechem i powiedziała, że żartuje.
Uśmiech jej znikną gdy wróciłam do czytania książki.
Lexy ponownie zamknęła mi książkę i wyjęła z torby małe, sklejone i żółte karteczki, wyjęła też długopis i zaczęła coś pisać.

Hej, jestem Lexy.
A ty ?

Napisała i przykleiła karteczkę na ławkę.
Dała mi połowę żółtych karteczek.

Noodee, miło mi.

Przykleiłam karteczkę w to samo miejsce.
Lexy przeczytała to i chyba rozbolała ją głowa.
Więc napisałam :

Nic Ci nie jest ?
Napisałam coś nie tak ?

Przykleiłam to na jej torbę.

Opowiem Ci coś, tylko 
choć ze mną :)

Przykleiła mi na czoło i poszłyśmy.
Dotarłyśmy na plażę :














Usiadłyśmy na plaży, a ona zaczęła pisać całą historie, jaką chciała mi przekazać.
Wiedziałam o czym jest ta historia, jak się skończyła i zaczęła...
Lexy pisała i pisała, a ja po dłuższej chwili wyrwałam jej to i podarłam na małe kawałeczki.
- Noodee ! - krzyknęła.
Przyłożyłam sobie palec do ust.
Z kieszeni wyjęłam naszyjnik który dostałam od Lexy na pożegnanie.
Lexy wzięła wisior do ręki i spojrzała na mnie.
Przechyliła głowę i nie wiedziała co powiedzieć.
- Noo,  Noo, Noodee ? - łza wypłynęła jej z oka.
Wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.
W oczach Lexy panowała powódź, jedna łza leciała za drugą i wcale nie zwalniały.
Dziewczyna rzucając się na mnie i ryczała jak opętana.
- Myślałam, że Cię już nie zobaczę! - powiedziała spokojniej - Czemu nie możesz mówić ?
Spuściłam głowę na duł.
- Może spróbujesz coś powiedzieć ? - zapytała błagalnym głosem.
- Jestem wilkiem - powiedziałam ale Lexy słyszała tylko jakieś dziwne dźwięki.
- Skoro to ty, to ty jesteś wilkiem, a tutaj nie ma innych wilków... masz gdzie mieszkać ?! - zapytała zaniepokojona.
Pokręciłam głową.
- No to choć ! - uśmiechnęła się.
Dotarłyśmy na miejsce, był to wielki dom, ogród był zadbany i pachniał różami.
- Zamieszkasz tu, tylko... nie pokazuj się tacie jako wilk... wiesz on jest... myśliwym... - powiedziała.
Pokiwałam głową i weszłyśmy do środka.
Na korytarz wyszedł mężczyzna, był wysoki, w swoim myśliwskim stroju... wyglądał identycznie, tak jak go zapamiętałam.
- Lexy! Jesteś nieodpowiedzialna! Miałaś wrócić do domu trzy godziny temu..., a to kto ? - zapytał.
- Tato, to jest Noodee... i... - nie wiedziała jak dokończyć.
- Dobrze, pokój 8. - uśmiechną się do mnie.
Ukłoniłam się.
- Ona jest niema - powiedziała Lexy.
Ojciec dziewczyny zaczął coś pokazywać samymi rękoma.
- Od niedawna! Ona dopiero się uczy migowego - powiedziała Lexy.
Ojciec Lexy wyszedł, a ona zaprowadziła mnie do pokoju.
Dotarłyśmy na trzecie piętro i znalazłyśmy pokój 8.
Było późno więc poszłam spać, w pokoju było ciepło, przytulnie i to, że w pokoju obok śpi Lexy...
Rano obudziłam się znów na podłodze, dalej byłam człowiekiem, lecz znów czułam się dziwnie.
Ktoś zapukał do drzwi i delikatnie je otworzył.
Była to Lexy, podeszła i usiadła na łóżku obok mnie.
- Chciałabym byś mogła mówić - westchnęła.
- Ja też - powiedziałam.
- Noodee! Możesz mówić! - ucieszyła się.
- O boże, boże, boże... mam tyle pytań! Jejku! - skakała po całym łóżku.
- Dobra, bo ja też - uśmiechnęłam się.
Poszłyśmy do ogrodu i usiadłyśmy na ławce.
- Ty pierwsza - powiedziała.
- Ok, no to... czemu mnie ganiałaś ?
- Bo zobaczyłam ładnego konia i chciałam go dotknąć ! - zaśmiała się.
- A ty... masz partnera ? Kochasz go ? - zapytała z uśmieszkiem na twarzy.
- A co to za pytania ? - zapytałam oburzona.
Lexy spojrzała na mnie spojrzeniem " No weź ".
- Może... - powiedziałam cicho - ale nie bierz sobie tego tak na serio!
- Ok - wybuchnęła śmiechem.
Wypytywałyśmy się tak cały dzień.
Miałyśmy tyle wspólnych tematów...
- Umiesz strzelać z łuku ? - zapytałam.
- Nie, jak dowiedziałam się, że wilk, który walczył ze mną o przetrwanie ma łuk... chciałam się nauczyć...
- Mogę Cię nauczyć, bo ja bardzo dobrze tego wilka znam - zaśmiałam się.
Poszłyśmy trochę dalej i Lexy wyjęła łuk.
- Dobra, a teraz pociągnij strzałę jak najdalej, a następnie wyceluj w to drzewo - powiedziałam i parzyłam jak Lexy denerwuje się, że nie może trafić.
Zrobiłam jej zdjęcie :













- Śmieszy Cię to ? - zapytała Lexy - To zobaczymy jak dajesz sobie radę z mieczem w ręku!
- Daje, a co?
- A to, ze chce to zobaczyć!
Pobiegłyśmy do lasu, Lexy dała mi miecz i miałam jej pokazać na co mnie stać.
Kazała mi walczyć z niby człowiekiem, którym był twardy manekin.
W mgnieniu oka ludzik był poćwiartowany na małe kawałeczki.
I ona zrobiła mi zdjęcie, co mi się nie spodobało.














- No, ok... umiesz walczyć... ale za to nie umiesz grać na skrzypcach! - zaśmiała się Lexy.
Poszłyśmy powoli w stronę domu, bez słów...
- O królik ! - krzyknęła z zachwytu Lexy.
Przez drużkę przebiegł mały biały króliczek, lecz zatrzymał się kilka metrów przed nami.
Kucnęłam i wysunęłam rękę do przodu by pogłaskać zwierzę, króliczek podbiegł troszkę do mnie, powąchał mi rękę swoim malutkim, czarnym noskiem i uciekł.
- Hej, zaczęło padać - powiedziała Lexy i pobiegłyśmy do środka.
- Lexy, nie pozwalam Ci się więcej bawić bronią! - powiedział ojciec Lexy.
- Ale... tato, ty cały czas jej używasz!
- A ty nie jesteś mną ! - krzykną - Do pokoju!
Pobiegłyśmy do pokoju.
Lexy wyjęła z szafki skrzypce i dała mi je.
- Nie pokażesz mi jak to się robi ? - zapytałam.
- Nie, ja wiem, że dasz radę - uśmiechnęła się.

















Zaczęłam grać, bardzo się wczułam i wyszło mi naprawdę dobrze.
- Bardzo ładnie Noodee grasz, ale teraz bądźcie tak łaskawe i się spakujcie - powiedział ojciec Lexy, który stał w drzwiach z dwoma walizkami.
- Co? tato! Nie możemy wyjechać!
- Lexy! - krzykną - wyjeżdżamy, koniec, kropka !
- To nie sprawiedliwe! - krzyknęła i trzasnęła drzwiami.
Wieczorem przed zaśnięciem spojrzałam jeszcze raz na moją pełną ubrań od Lexy walizkę i usnęłam.
Rano przy śniadaniu była bardzo dziwna atmosfera, wszyscy byli cicho i nie patrzyli na siebie.
- Czemu musimy wyjeżdżać ? I gdzie ? - zapytała cicho Lexy.
- Bo nasz gość, chyba musi wrócić do swego wilczego domu!!!!! - warkną.
- Noodee ? - zapytała.
- Kesuki, broń! - krzykną, a mężczyzna o tym imieniu dał mu rzecz.
Ojciec Lexy wycelował we mnie, a ja próbując uciec wyskoczyłam przez okno.
- Nie! Noodee, Noodee ! Jesteś potworem! - krzyczała Lexy.
Obudziłam się, w drzwiach Lexy kłóciła się z ojcem wołając, że jest potworem, gdyż chce ją zabrać razem ze sobą do innego kraju.
Ojciec Lexy wyszedł, a ona podeszła do mnie.
- Ej, będzie dobrze - pocieszyła mnie -, a teraz biegiem zakładaj ubrania i choć.
Ubrałam się i usiadłam na łóżku, myślałam nad tym co mi się śniło...
- Noodee! - zawołała mnie Lexy.
Zeszłam powoli na dół i przy Lexy było jakieś duże pudło.
- To dla ciebie, za to, że jesteś i zawsze będziemy razem! - uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
- Lexy, ja nie mogę tego przyjąć... - powiedziałam.
- Ale dlaczego ? - zapytała.
- Ja jestem teraz, ale to nie znaczy... - zaczęłam ale ojciec Lexy zawołał nas.
Czekałyśmy na nasz statek.
W tym czasie poszłyśmy do pobliskiego jeziorka z łabędziami.

- Hej, Noodee! Zobacz... Noodee ? - zobaczyła, że patrzę w inną stronę.
- Lexy, ja po prostu... teraz, nie znaczy zawsze - powiedziałam.
- Co ? Nie rozumiem Cię!
- Teraz jestem ale to nie znaczy, że będę zawsze! - uniosłam głos.
- Odejdziesz ? - zapytała cicho.
Nie odezwałam się i poszłam.
* Na statku *
Siedziałam na barierce, nogami w stronę wody, nie obchodziło mnie czy spadnę.
Nie wiedziałam czy trafie tym statkiem do domu, a może wataha jest nie daleko... popłakałam się... siedziałam i płakałam...
Po dłuższej chwili znalazłam się w jakiejś kabinie...
- No, no, no... " Chciałabym ją choć zobaczyć... "... nie szczere słowa! - zaśmiał się pod nosem
- Kim ty... ty! - zauważyłam, że to wilk, wilk który mnie w to wpakował.
- Kim ty, kim ty, kim ty ?!! Cały czas to samo pytanie ! - zdenerwował się.
- Chce wiedzieć z kim mam do czynienia - powiedziałam.
- Chcesz wiedzieć ?! Proszę bardzo! Bruno ! Przyda się prawda ?! - wkurzył się.
- Bruno ?
- I jeszcze się nie podoba - zaśmiał się ze złości.
- Nie, po prostu... tak miał na imię mój zmarły brat...
- No i ? Co mnie on obchodzi ?!
- Czego chcesz ? - zmieniłam temat.
- Zabrać Cię stąd - powiedział.
- Nie wiem czemu to zrobiłeś ?! Czemu jestem człowiekiem ? Czemu jestem tutaj ? Gdzie jest wataha ?!
- Spokojnie... weź na luz... - powiedział - Nie próbowałaś się zamienić w...
- Próbowałam się zamienić w wilka i nic! A do tego ojciec Lexy jest myśliwym! - uniosłam się.
- Psa... - powiedział załamany.
- Ech... no dobra...
Zamieniłam się w psa i udało się, byłam psem!
Bardziej mi się to podobało niż bycie człowiekiem gdyż miałam łapy, ogon, stojące uszy i długi nos.
- Ale jak to ma mi pomóc ? - zapytałam.
- No hallo... możesz używać mocy... - powiedział.
- Teleportujesz nas teraz do domu... ? - zapytałam lekko zawiedziona.
Bruno kiwną delikatnie głową i podszedł do mnie.
- Nie chce wracać... ani tu zostać... żyć....
- Wiem... ale nie popełniaj tego samego błędu co ja... - uśmiechnął się.
- Jakiego błędu ? - zapytałam.
- Nigdy nie stopuj tego filmu, nigdy nie wybieraj wyłącz... bo nigdy nie wiesz co będzie zaraz..., a może to będzie twoja ulubiona scena... ? - powiedział - A wiesz jak się ten film nazywa ?
Pokręciłam głową.
- Życie - uśmiechną się.
- A jaki popełniłeś błąd ty ?
- Wyłączyłem ten film całkowicie...
- Czyli...
- Tak, zabiłem się... chciałem bym to ja cierpiał, a nie rodzice i moje dwie wspaniałe siostry...
- Bruno... to ty ? - zapytałam cicho.
- Nie, to nie ja, Ja już nie żyje, a ten wilk z którym teraz rozmawiasz siedzi tylko w twojej głowie...
- Czyli sama wymyślam co ty do mnie mówisz... ?
- Nie, tu to akurat ja wymyślam co powiem - powiedział - podaj łapę...
- Po co ?
- Musisz wrócić do domu...
- Nie mogę, muszę zostać...
- Musisz wracać - powiedział i teleportował nas do watahy.
Wszędzie było dużo drzew, nigdzie nie było zapachu benzyny, nikogo nie było widać... nawet Bruna...
Stałam jak posąg wpatrzona w wielkie drzewo... które coraz bardziej było podobne do palmy..., ziemia zamieniła się w piasek, a zamiast gór za mną było wielkie, otwarte morze, a trochę dalej, przy innym drzewie leżał martwy tygrys... Był wieczór, Lexy siedziała pod drzewem z podkulonymi nogami .
Dziewczyna miała obok siebie radio, od kilku chwil leciała już piosenka... była to ta sama co ostatnio.
Przy niej byłam ja... ta stara ja..., a w tedy przypomniałam sobie tą chwile tak idealnie, że mogło by mi się zdawać, że to ja tam teraz jestem :
Chciałam ją odciągnąć od rzeczywistości, wstałam i zaczęłam gonić swój ogon .
Lexy spojrzała na mnie i uśmiechnęła pod nosem .
To nie zadziałało więc zawyłam delikatnie, dziewczyna patrzyła na mnie nie ruszając się z miejsca, podeszłam do niej, złapałam za jej sweter i pociągnęłam .
- Ej, po porwiesz ! - powiedziała .
Usiadłam na przeciw jej i podniosłam łapę .
- Chcesz żebym zatańczyła ? - zapytała .
Dziewczyna wstała i poszła trochę dalej .
Zaczęła tańczyć w rytm muzyki, zaraz potem do o koła jej było dużo tańczących ludzi, unosili się w powietrzu, byli jak duchy, było ich widać ale nie można było dotknąć .
Ktoś podszedł do Lexy i wyciągną rękę, Lexi się zawahała ale zgodziła by zatańczyć z nim .
Udawała, że go trzyma i tańczyli, Lexy uniosła się w powietrzu, tańczyła tak pięknie . . .
Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić te wspomnienia z pamięci.
Gdy otworzyłam oczy znowu byłam w miejscu pełnym drzew i brudnej ziemi...
Wróciłam wolno do jaskini, po drodze dużo wilków wołało mnie i ściskało.
W jaskini nikogo nie było, weszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku.
Kołdra była rozwalona tak jak ją ostatnio zostawiłam, nic nie było ruszone...
Zamknęłam oczy chcąc uciec od rzeczywistości i wróciły mi wspomnienia... :
Chodzenie po Magic Park, Lexy patrząca na wiewiórkę, kłótnia przy kolacji, zgubienie łuku, uciekanie przed Lexy, porywająca nas fala, plaża, walka z tygrysem, malowidła na ścianie, taniec z duchami, robienie tratwy, pierwsza kłótnia, wisiorek... Lexy!
Otworzyłam oczy, znowu czułam się jakoś dziwnie, bałam się spojrzeć w lustro ale ciekawość była silniejsza i podeszłam do lustra.

( Tak, wiem, ale wyobraź sobie, że tu jest lustro )


















Byłam inna, cała biała z czarną plamką na pysku.
- " Czy tak już będę wyglądać ? " - zapytałam w myślach.
- Noodee! - krzyknęła zadowolona mama i pobiegła mnie przytulić.
Mama ściskała mnie bardzo długo.
- Skąd wiesz, że to ja ? - zapytałam poważnie.
- Zawsze poznam moją małą waderę, która nie dawno co dopiero uczyła się polować... żyć... - uśmiechnęła się mama.
- Nie tak nie dawno - powiedziałam.
- Dla mnie zawsze będziesz małym wilczkiem który codziennie uczy się jak przetrwać - przytuliła mnie ponownie.
- Choć ogłosić twój powrót !- powiedziała mama i zaczęła iść w stronę drzwi.
- Noodee, choć. - zawołała.
- Nie, nie mogę...
- Dlaczego ? - zapytała zaniepokojona.
Podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło.
- Zejdź jak będziesz gotowa - uśmiechnęła się i poszła.
Usiadłam na rozwalonej kołdrze.
Po chwili w lustrze zobaczyłam Lexy, była to pewnie tylko moja wyobraźnia ale Lexy zbliżała się i zbliżała, była coraz bliżej, aż wyskoczyła z lustra.
Przestraszyłam się ale ona przytuliła mnie.
- Noodee, czemu odeszłaś ? Bez pożegnania... - powiedziała cicho.
- Nie chciałam, ale ty ! Co ty tu robisz ?!
- Chciałam się pożegnać... nie chciałam Cię zobaczyć ostatni raz w kłótni.
- Ja też..., a może jak już tu jesteś to może zejdziesz ze mną i poznasz watahę ? - zapytałam.
- Ok ! - ucieszyła się.
Zeszłyśmy na dół, czekała tam mama.
- No nareszcie..., a to kto ? - zapytała spokojnie.
- Lexy... chciałam by poznała ją cała wataha... - powiedziałam cicho.
- Dobra, ale najpierw ostrzegę wszystkich by jej nie atakowali - uśmiechnęła się i poszła.
- Atakowali ? .... Nie! Ja tutaj zostaje ! - powiedziała wystraszona Lexy.
- Ej, ty nas rozumiesz ! - powiedziałam zachwycona.
- Ahaś, to nie możliwe! - również i ona była zadowolona.
Zobaczyłam Na końcu pokoju Bruna który mrugną do mnie i znikną.
Mama zawołała nas i wyszłyśmy.
Wszyscy byli cicho, byli gotowi do ucieczki gdyby Lexy zamierzała coś zrobić.
- Echmmm... yyy... no to... ten... wróciłam... i... mamy gościa... no i... to jest Lexy... i... zostanie na jakiś czas... i... no wróciłam i jest git - nie wiedziałam co mówić.
Po paru minutach na sam początek "tłumu" wcisną się Mack.
Podszedł trochę bliżej i spojrzał na mnie, a ja pobiegłam do niego i go pocałowałam.
Wszyscy zaczęli krzyczeć i bić brawa nie wierząc w to co widzieli.

< No to kto odpisze ? >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz