środa, 12 marca 2014

Od Jack'a c.d. Jonas'a

Zastanawiałem się co powiedzieć, lecz po chwili powiedziałem:
-Może pójdziemy ..... do Perłowego Lasu?- spytałem.
-Ok.
-Pójdźmy nad rzekę, ok?-powiedziałem.
-Nie ma sprawy.
-Tylko nie mogę długo być , muszę coś yyyyy.... zrobić. Ale jutro też możemy gdzieś pójść?
-Spoko.
-Przyjdę....rano, chyba że lepiej żebym przyszedł później?
-Jak wolisz mi jest obojętnie.
Poszliśmy nad rzekę. Nie mogłem przestać patrzeć dookoła siebie. Nie spodziewałem się, że będzie tak przyjemnie. Po chwili wykrztusiłem:
-I jak Ci się podoba to miejsce?-spytałem ostrożnie.
-Dosyć ładnie.
-Szkoda że nie mogę długo zostać.
-Szkoda.
Nie obejrzałem się a czas leciał tak szybko że przyszedł czas aby wrócić do jaskini.
-Niestety muszę już iść. Do jutra.
-Cześć.

********Następny Dzień********
Przyszedłem do jaskini Jonas'a. Nie spał. Może na mnie czekał.

<Jonas?>

wtorek, 11 marca 2014

Od Terro c.d. Miran

Byłem z lekka skołowany. Miran rosiła mnie, żebym został. Sam rwałem się do ucieczki. Ojciec coś już pewnie planował. Nie wiedziałem, co mam robić. Wreszcie odezwałem się.
- Powinniśmy o tym powiedzieć alfie.
- Chodzi ci o Drago i Lunę? - zapytała.
- Tak. Wiesz...
- No? - ponagliła mnie.
Zamyśliłem się. Może... Może jest jakaś możliwość...
- Miran! Mam pomysł.
- Jaki? O co chodzi? - zapytała z nadzieją.
- Jeśli kilka wilków, które mogą posługiwać się magią, rzuci pewien czar, to możliwe jest osłonięcie watahy przed wzrokiem mojego ojca.
- Co? O czym ty gadasz?!
- No. Bo jak wypowie kilka wilków zaklęcie, to możemy stworzyć pewną barierę ochronną nad watahą i jej terenami, która nie pozwala patrzeć w tę stronę wrogowi.
- I teraz mi to mówisz?! - krzyknęła Miran i popędziła w stronę jaskiń alf.
***
- Czyli mówicie, że trzeba rzucić czar na watahę - mruknęła Luna.
Wyjaśniliśmy całą sytuację.
- Tak. Wystarczą do tego.... cztery zdolne w magii wilki - oznajmiłem.
- Ehh... Okej, ale czy jest w tym jakiś haczyk? - zapytała zmartwiona. - Raczej muszę być wobec ciebie podejrzliwa. Nie jesteś wilkiem, prawda?
- No nie, ale to nie znaczy, że was zdradzę - jęknąłem. - Co do haczyka, to można potem stracić przytomność na godzinkę. No i potem trudno przywołać tym samym zaklęciem "kopułę" nad czymś. Jest jakby jednorazowe. Brzmi ono...
- Czekaj. A co jeśli się nie zgodzę?
- Proszę! Luna! - powiedziała Miran.
- Wtedy sobie pójdę, ale nie dam gwarancji, że ojciec nie będzie chciał zniszczyć watahy - odparłem z lodowatym spokojem.
Mierzyliśmy się wzrokiem. Po chwili Luna odpowiedziała...

<Luna?>

poniedziałek, 10 marca 2014

Od Miran c.d Noodee

-Może pójdziemy na...-trzymałam dziewczyny w napięciu
-Na...?-Noodee próbowała mnie popędzić
-Na Słoneczną Plażę! Co wy na to?
-Ok, dla mnie może być.-odpowiedziała niemal od razu wilczyca
-A co ty na to Lexy?
Dziewczyna zastanawiała się chwilkę.
-M-możemy...i-iść-wyjąkała
Ruszyłyśmy w drogę. Naprawdę nie chciałam przestraszyć Lexy, ale co poradzę na to, że wszystko tu jest dla niej nowe.
-A ta plaża....jest niezwykła?-spytała dość nieśmiało dziewczyna
-Nie, ta akurat to najzwyklejsza plaża.-odpowiedziałam niepewnie
Lexy odetchnęła i już chętniej szła obok nas. Wkrótce doszłyśmy na miejsce. Dziewczyna rozglądała się dookoła i zaczęła spacerować brzegiem. Ja wskoczyłam do wody, tak samo jak Noodee.
-Umiesz pływać?-spytałam Lexy
Kiwnęła głową.
-Chodź do nas!-zachęciłam
Po namowach moich i Noodee dziewczyna w końcu do nas dołączyła. Naprawdę świetnie się bawiłyśmy.
<Noodee? Nom troszku przesadziłam, sorka ;)>

Noodee c.d. Miran

- Miran to bardzo ładne imię - powiedziałam.
- Dzięki... - powiedziała ciągle patrząc na Lexy więc i ja spojrzałam.
Lexy była bardzo blada.
- Lexy... - zaczęłam.
- Aaaa..... - zaczęła wrzeszczeć tak głośno jak się tylko dało, zatykając ręką usta.
- Lexy! - wystraszyłam się jej zachowaniem.
Dziewczyna spojrzała na mnie i zaczęła uciekać.
Tuż przed nią pojawiła się Saba.
- O boże ! - przestraszyła się i zaczęła uciekać w drugą stronę.
Lexy usiadła przy dużym kamieniu, siedziała z podkulonymi nogami i rękoma zakryła uszy.
Spojrzałyśmy na siebie z Miran i podeszłyśmy do niej.
- Hej, Lexy...
- Odejdź, odejdź i nie wracaj, odejdź jak najdalej byś mnie tu już nie znalazła... by nikt mnie nie znalazł... odejdź... - płakała.
- To nie możliwe, jesteś w samym centrum watahy - powiedziała Miran.
- Co się stało - zapytałam.
- Wsz - wszędzie... wszędzie latające wilki... gadające..., a nawet potrafią... cz-czarować...  nie chcę tu być! Odejdź!
Byłam zszokowana zachowaniem Lexy.
Podeszłam do Miran.
- A może pójdziemy gdzieś z nią ? Niech się rozerwie ! - uśmiechnęłam się.
- Ok, a gdzie pójdziemy ? - zapytała.
- Nie wiem, sama coś wymyśl ! - powiedziałam.
- Ok. no to idziemy do  ....

< Miran , gdzie? Wiesz trochę przesadziłaś z tym " mizianiem i z namiętnie żegnać " :/ Ale twoje opo. nie moje! Wszyscy co to teraz czytają mają wiedzieć, że nie to miałam na myśli! :)  >

niedziela, 9 marca 2014

Od Miran c.d. Noodee

W końcu wróciła do nas nasza przyszła alfa, Noodee. Wszyscy jak szaleni przywitali ją gorąco. Ale co było najdziwniejsze, przyprowadziła ze sobą człowieka, Lexi. Serio nie potrafiłam tego zrozumieć. Podczas przemowy, którą wygłosiła na swój powrót niemalże ciągle w tłumie szukałam Terro. Cwaniak pewnie zrobił mi na złość i ukrył się w tłumie. Dopiero kiedy wszyscy zaczęli bić brawo zobaczyłam jak Noodee całuje Mack'a na oczach całej watahy. Również zaczęłam bić brawo.
-Gorzko, gorzko!-zaczęłam krzyczeć jak szalona a reszta do mnie dołączyła xD
Nom i się jeszcze troszku pomiziali i wszyscy się rozeszli. No prawie wszyscy. Zostałam tylko ja, Noodee żegnająca się z Mack'em i to tyle. Poczekałam chwilkę, aż skończą się tam namiętnie żegnać i podeszłam do wadery.
-Naprawdę miło, że już wróciłaś.-mówiąc to uśmiechnęłam się od ucha do ucha.-A i jestem Miran;)
<Noodee? kombinuj, nie mam weny>

Od Miran c.d. Dariny

-Wstawaj śpiąca wadero! Rusz ten ogon!-krzyknęła Darina
-No daj mi jeszcze chwilkę...-chciałam chociaż zmrużyć na chwilkę oczy, jednak po chwili oberwałam z łapy wadery
-Nie odpuszczę tam łatwo..
Westchnęłam i podniosłam się.
-Może do Wodospadu Tajemnic...
-Wolę do Lasu szczęścia i nieszczęścia-weszłam mi w słowo wadera
-Niech ci będzie.-mówiąc to ruszyłam a tuż obok mnie szła Darina
Było naprawdę gorąco, więc zaszłyśmy na chwilkę do Lasu Mrozu. Właściwie chętnie bym tam została ale wadera poganiała mnie, więc nie zabawiłyśmy tam długo.
-Daleko jeszcze?-pytała po chwile Darina
-Jeszcze kawałek..-próbowałam ukryć irytację przy każdym jej pytaniu
W końcu jednak z daleka zobaczyłam znajome drzewa, więc poinformowałam moją towarzyszkę że już prawie jesteśmy.
-No nareszcie!-odetchnęła
Właściwie mogłabym włóczyć się w stronę lasu jeszcze z godzinę ale Darina zaczęła biec więc mogłam tylko pomarzyć.
-To jak? Sprawdzamy przyszłość?-spytała podekscytowana wadera
Po ostatnich wydarzeniach właściwie uciekłabym z tond gdzie pieprz rośnie, ale nie mogłam dać tej satysfakcji Darinie więc odpowiedziałam.
-Ok, ale ty pierwsza.
-Spoczko.-mówiąc to wadera podeszła i spojrzała w jeziorko
<Darina? cóż tam zobaczyłaś?>

sobota, 8 marca 2014

Noodee - podróż ku przyjaźni.

Siedziałam pod drzewem, rozmyślając o wszystkim co się wydarzyło.
" Czemu to co najcenniejsze tak szybko odchodzi ? ", " Czemu nie można cofnąć czasu " - w mojej głowie roiło się od takich i podobnych pytań i niestety na żadne z nich nie dostałam odpowiedzi.
Po kilku minutach przypomniałam sobie o Lexy, dziewczynie która walczyła o swoje... nie bała się zrobić kroku na przód, nawet gdy towarzyszył jej wilk. Nie zwracała uwagi na to czy jestem małym i słodkim pieskiem, czy wilkiem który mógł ją zabić bez mrugnięcia okiem...
Ale to przeszłość, stało się i nigdy więcej nie zdarzy, nawet gdyby mnie szukała to nie znajdzie... jesteśmy gdzieś indziej, ona nawet by nie pomyślała, że może mnie tu znaleźć... Potrząsnęłam głową, myśląc o niej robiłam sama sobie krzywdę.
- Chciałabym ją choć zobaczyć... - pomyślałam.
- Zobaczyć, hę ? - powiedział ktoś za mną.


















Był to bardzo stary wilk, wyglądał na sympatycznego.
- Kim... Co? Ale co zobaczyć? Oh, kim jesteś ? - zapytałam.
- Lexy to człowiek... chym... ale ona przeciętna... blondynka, niebieskie oczy... nie, nie, nie... damy coś bardziej oryginalnego... brąz, albo czarny...wolisz krótkie czy długie ?
- Co, co? Ale co ? - załapałam, że pyta mnie.
- Dziewczyno, ty wcale się na tym nie znasz! - powiedział z wielkim zdziwieniem.
Obejrzał się na wszystkie strony i pociągną mnie do najbliższej i pustej jaskini.
- Kim ty jesteś ?! - podniosłam głos.
- A co Ci da to, że będziesz wiedzieć jak się nazywam ? - zaśmiał się i dalej paplał o czyimś wyglądzie.
- O czym ty w ogóle mówisz ?!!! - krzyknęłam.
Wilk podeszła do mnie.
- Chcesz ją zobaczyć czy nie ?
- Ale kogo ? - zapytałam resztkami nadziei, że mi odpowie.
- Ok, ustań tam i się nie ruszaj - zignorował moje pytanie.
- Po co ?
- Nie chcesz chyba efektów ubocznych ? - zaśmiał się.
- Efektów ubocznych ?.... Nie mam pojęcia o czym ty do mnie gadasz, a teraz bądź tak łaskawy i daj mi święty spokój - powiedziałam grzecznie i odeszłam.
Wieczorem przy kolacji opowiedziałam wszystko rodzicom i Laurze.
- A ty znowu na temat tej dziewczyny... - powiedziała wzdychając mama.
- Pomogła mi wrócić... - zaczęłam.
- Mogła Ci zrobić krzywdę ! - warkną tata.
- Ale nie zrobiła ! - krzyknęłam i Saba teleportowała nas do pokoju.
Historia przy kolacji przypominała mi czasy gdy dopiero ją spotkałam...
- Ciekawe co chciał zrobić ten wilk ? - pomyślałam i usnęłam.
Rano obudziłam się i spadłam z łóżka.
Byłam zbyt zmęczona by otworzyć oczy, lecz otworzyłam je gdyż poczułam się bardzo dziwnie.
Nie miałam ogona ani łap, długiego nosa i futra... Zamiast tego miałam ręce, nogi, mały nosek i długie, czarne włosy!


















Wpatrywałam się tak w lustro bez ruchu, nie wiedziałam co mam teraz zrobić...
Po chwili okno otworzyło się i wiatr wleciał do pokoju, poczułam zimno jakiego do tej pory nigdy nie zaznałam. Już wiedziałam, że to nie sen, w śnie nic nie czuć... zaczęłam panikować i krzyczeć, mama mnie usłyszała i zaczęła wchodzić na górę, zaczęłam biegać po pokoju przewracając się co kilka kroków.
- Mama nie może mnie zobaczyć w takim stanie! - powiedziałam cicho.
Po chwili byłam w tej samej jaskini, gdzie byłam ostatnio z tym basiorem.
- Gdzie.. ?!!! Co? - nie mogłam uwierzyć.
- Daj spokój, kochanieńka - był to znowu ten staruszek.
- " Chciałabym ją choć zobaczyć " Teraz jest to możliwe, a ty marnujesz czas na uciekaniu przed matką! - zezłościł się.
- Nawet jeśli, to jak mam ją znaleźć ? - zapytałam - jest daleko !
- Jest bliżej niż Ci się zdaje - uśmiechną się i znikł w mgnieniu oka.
- Gdzie ja jestem ? - zapytałam myśląc, że ktoś mi odpowie.
Padał deszcz, był lekki wiatr i było mi strasznie zimno.
Gdy odwróciłam się zobaczyłam budynek niczym wielki pałac, była to jakaś szkoła gdyż wychodziło z niej wiele dziewczyn i chłopaków.
Nikt nie zwracał na mnie uwagi, wszyscy byli czymś zajęci.
Ale mnie zainteresowała grupka dziewczyn, śmiały się i gawędziły razem, a pośród nich była Lexy!
Bez wahania pobiegłam do nich i przewróciłam się tuż przed nimi.
Wszystkie spojrzały się na mnie, ale ja patrzyłam tylko w oczy Lexy...
Lexy wyciągnęła rękę i pomogła mi wstać.
- Cześć, jestem Lexy, to jest Enginori, a to bliźniaczki Esten i Sutiknie - przedstawiła je.
Enginori miała krótkie do ramion, rude włosy, piegi przy nosie i słodką żółtą torebeczkę, a Esten i Sutiknie miały brązowe włosy, jedyne czym się różniły to, że Esten miała okulary.
A Lexy.. nie mogę jej opisać słowami... ładna blondynka z uroczym uśmiechem.


















- Mam pomysł - uśmiechnęła się Sutiknie - Może damy jej jakieś ubrania i zrobimy coś z włosami!
Nie mogłam nic powiedzieć, gdyż może by mnie nie zrozumiały, nie byłam pewna czy mogę mówić po ludzku czy wilczemu.
W domu Sutiknie dziewczyny przebrały mnie w ładne ubrania, a inaczej mówiąc w mundurek szkolny.
Zrobiły mi włosy i doprowadziły do ładu całą mnie.
Po drodze do parku wszystkie trzy gadały do mnie i wypytywały mnie o wszystko, a ja nie odpowiadałam.
Lexy jako jedyna się nie odezwała.
- Jesteś niema ? - zapytała Enginori, a Lexy puknęła ją łokciem.
- Nie dziwię się jej, że z wami nie gada skoro jesteście takie... - nie wiedziała jak dokończyć.
- Takie, takie, jakie ? Spójrz najpierw na Siebie, a potem na innych! - Engnori aż krzyknęła.
Nie miałam nic pojęcia o języku migowym, ale nie chciałam z nimi siedzieć i słuchać kłótni...
Nie chciałam zostawiać Lexy bez pożegnania i powiedzenia jej, że to ja, ale musiałam.
Zaczęłam wymachiwać rękoma na wszystkie strony, dziewczyny odwróciły się.
Pokazałam na mundurek, ładnie uczesane włosy i zrobiony makijaż, następnie ukłoniłam się próbują powiedzieć dziękuje i pokazałam na palcach, że muszę już iść.
Wszystkie cztery patrzyły na mnie z ciekawością, a ja odeszłam.
Lecz one poszły za mną, zatrzymałam się i pokazałam im, że nie chce ich widzieć, a w tedy uciekłam.
Byłam w innym miejscu, daleko od domu, w miejscu nazywanym " Japonią ".
Zdziwiłam się, że rozumiem co one do mnie mówią..., a może to dlatego, że jestem wilkiem...
Postanowiłam więc przychodzić na teren szkoły, siadałam pod wiśniowym drzewem i patrzyłam na wielu uczniów, którzy mieli przerwę, a gdy wszyscy byli w środku, na zajęciach, ja czytałam książkę pod tytułem " Miliony gwiazd ". Otworzyłam książkę na stronę 148, tam ją ostatnio skończyłam :

( .... )
Akiers nie mógł patrzeć jak Kers cierpi, przecież ona nic nie zrobiła, a została tak potraktowana.
Akiers podszedł do Kers i poklepał ją delikatnie po plecach.
- Jeżeli naprawdę nic nie zrobiłaś, to nie masz się czym martwić, powiedział mężczyzna.
Kobieta spojrzała na Akiers'a, widać w niej było strach i cierpienie.
- Akiers, wierzysz w to, że to ja ?, zapytała ze łzami w oczach.
- Zawsze trzeba mieć pewność, uspokoił ją.
148.

Drzwi wejściowe do szkoły otworzymy się i wybiegło z nich setki uczniów.Lexy i dziewczyny spoglądały na mnie co chwilę.
Było tak codziennie, przychodziłam, czytałam i unikałam " Paczki ".
Siedziałam pod drzewem, byłam na stronie 213, gdy przed nosem książkę zamknęła mi Lexy.
Była sama, miała poważną minę i usiadła obok mnie.
- Jesteś nam winna pieniądze! - powiedziała - Za mundurek i wszystko.
Spojrzałam na nią, a ona wybuchła śmiechem i powiedziała, że żartuje.
Uśmiech jej znikną gdy wróciłam do czytania książki.
Lexy ponownie zamknęła mi książkę i wyjęła z torby małe, sklejone i żółte karteczki, wyjęła też długopis i zaczęła coś pisać.

Hej, jestem Lexy.
A ty ?

Napisała i przykleiła karteczkę na ławkę.
Dała mi połowę żółtych karteczek.

Noodee, miło mi.

Przykleiłam karteczkę w to samo miejsce.
Lexy przeczytała to i chyba rozbolała ją głowa.
Więc napisałam :

Nic Ci nie jest ?
Napisałam coś nie tak ?

Przykleiłam to na jej torbę.

Opowiem Ci coś, tylko 
choć ze mną :)

Przykleiła mi na czoło i poszłyśmy.
Dotarłyśmy na plażę :














Usiadłyśmy na plaży, a ona zaczęła pisać całą historie, jaką chciała mi przekazać.
Wiedziałam o czym jest ta historia, jak się skończyła i zaczęła...
Lexy pisała i pisała, a ja po dłuższej chwili wyrwałam jej to i podarłam na małe kawałeczki.
- Noodee ! - krzyknęła.
Przyłożyłam sobie palec do ust.
Z kieszeni wyjęłam naszyjnik który dostałam od Lexy na pożegnanie.
Lexy wzięła wisior do ręki i spojrzała na mnie.
Przechyliła głowę i nie wiedziała co powiedzieć.
- Noo,  Noo, Noodee ? - łza wypłynęła jej z oka.
Wzruszyłam ramionami i się uśmiechnęłam.
W oczach Lexy panowała powódź, jedna łza leciała za drugą i wcale nie zwalniały.
Dziewczyna rzucając się na mnie i ryczała jak opętana.
- Myślałam, że Cię już nie zobaczę! - powiedziała spokojniej - Czemu nie możesz mówić ?
Spuściłam głowę na duł.
- Może spróbujesz coś powiedzieć ? - zapytała błagalnym głosem.
- Jestem wilkiem - powiedziałam ale Lexy słyszała tylko jakieś dziwne dźwięki.
- Skoro to ty, to ty jesteś wilkiem, a tutaj nie ma innych wilków... masz gdzie mieszkać ?! - zapytała zaniepokojona.
Pokręciłam głową.
- No to choć ! - uśmiechnęła się.
Dotarłyśmy na miejsce, był to wielki dom, ogród był zadbany i pachniał różami.
- Zamieszkasz tu, tylko... nie pokazuj się tacie jako wilk... wiesz on jest... myśliwym... - powiedziała.
Pokiwałam głową i weszłyśmy do środka.
Na korytarz wyszedł mężczyzna, był wysoki, w swoim myśliwskim stroju... wyglądał identycznie, tak jak go zapamiętałam.
- Lexy! Jesteś nieodpowiedzialna! Miałaś wrócić do domu trzy godziny temu..., a to kto ? - zapytał.
- Tato, to jest Noodee... i... - nie wiedziała jak dokończyć.
- Dobrze, pokój 8. - uśmiechną się do mnie.
Ukłoniłam się.
- Ona jest niema - powiedziała Lexy.
Ojciec dziewczyny zaczął coś pokazywać samymi rękoma.
- Od niedawna! Ona dopiero się uczy migowego - powiedziała Lexy.
Ojciec Lexy wyszedł, a ona zaprowadziła mnie do pokoju.
Dotarłyśmy na trzecie piętro i znalazłyśmy pokój 8.
Było późno więc poszłam spać, w pokoju było ciepło, przytulnie i to, że w pokoju obok śpi Lexy...
Rano obudziłam się znów na podłodze, dalej byłam człowiekiem, lecz znów czułam się dziwnie.
Ktoś zapukał do drzwi i delikatnie je otworzył.
Była to Lexy, podeszła i usiadła na łóżku obok mnie.
- Chciałabym byś mogła mówić - westchnęła.
- Ja też - powiedziałam.
- Noodee! Możesz mówić! - ucieszyła się.
- O boże, boże, boże... mam tyle pytań! Jejku! - skakała po całym łóżku.
- Dobra, bo ja też - uśmiechnęłam się.
Poszłyśmy do ogrodu i usiadłyśmy na ławce.
- Ty pierwsza - powiedziała.
- Ok, no to... czemu mnie ganiałaś ?
- Bo zobaczyłam ładnego konia i chciałam go dotknąć ! - zaśmiała się.
- A ty... masz partnera ? Kochasz go ? - zapytała z uśmieszkiem na twarzy.
- A co to za pytania ? - zapytałam oburzona.
Lexy spojrzała na mnie spojrzeniem " No weź ".
- Może... - powiedziałam cicho - ale nie bierz sobie tego tak na serio!
- Ok - wybuchnęła śmiechem.
Wypytywałyśmy się tak cały dzień.
Miałyśmy tyle wspólnych tematów...
- Umiesz strzelać z łuku ? - zapytałam.
- Nie, jak dowiedziałam się, że wilk, który walczył ze mną o przetrwanie ma łuk... chciałam się nauczyć...
- Mogę Cię nauczyć, bo ja bardzo dobrze tego wilka znam - zaśmiałam się.
Poszłyśmy trochę dalej i Lexy wyjęła łuk.
- Dobra, a teraz pociągnij strzałę jak najdalej, a następnie wyceluj w to drzewo - powiedziałam i parzyłam jak Lexy denerwuje się, że nie może trafić.
Zrobiłam jej zdjęcie :













- Śmieszy Cię to ? - zapytała Lexy - To zobaczymy jak dajesz sobie radę z mieczem w ręku!
- Daje, a co?
- A to, ze chce to zobaczyć!
Pobiegłyśmy do lasu, Lexy dała mi miecz i miałam jej pokazać na co mnie stać.
Kazała mi walczyć z niby człowiekiem, którym był twardy manekin.
W mgnieniu oka ludzik był poćwiartowany na małe kawałeczki.
I ona zrobiła mi zdjęcie, co mi się nie spodobało.














- No, ok... umiesz walczyć... ale za to nie umiesz grać na skrzypcach! - zaśmiała się Lexy.
Poszłyśmy powoli w stronę domu, bez słów...
- O królik ! - krzyknęła z zachwytu Lexy.
Przez drużkę przebiegł mały biały króliczek, lecz zatrzymał się kilka metrów przed nami.
Kucnęłam i wysunęłam rękę do przodu by pogłaskać zwierzę, króliczek podbiegł troszkę do mnie, powąchał mi rękę swoim malutkim, czarnym noskiem i uciekł.
- Hej, zaczęło padać - powiedziała Lexy i pobiegłyśmy do środka.
- Lexy, nie pozwalam Ci się więcej bawić bronią! - powiedział ojciec Lexy.
- Ale... tato, ty cały czas jej używasz!
- A ty nie jesteś mną ! - krzykną - Do pokoju!
Pobiegłyśmy do pokoju.
Lexy wyjęła z szafki skrzypce i dała mi je.
- Nie pokażesz mi jak to się robi ? - zapytałam.
- Nie, ja wiem, że dasz radę - uśmiechnęła się.

















Zaczęłam grać, bardzo się wczułam i wyszło mi naprawdę dobrze.
- Bardzo ładnie Noodee grasz, ale teraz bądźcie tak łaskawe i się spakujcie - powiedział ojciec Lexy, który stał w drzwiach z dwoma walizkami.
- Co? tato! Nie możemy wyjechać!
- Lexy! - krzykną - wyjeżdżamy, koniec, kropka !
- To nie sprawiedliwe! - krzyknęła i trzasnęła drzwiami.
Wieczorem przed zaśnięciem spojrzałam jeszcze raz na moją pełną ubrań od Lexy walizkę i usnęłam.
Rano przy śniadaniu była bardzo dziwna atmosfera, wszyscy byli cicho i nie patrzyli na siebie.
- Czemu musimy wyjeżdżać ? I gdzie ? - zapytała cicho Lexy.
- Bo nasz gość, chyba musi wrócić do swego wilczego domu!!!!! - warkną.
- Noodee ? - zapytała.
- Kesuki, broń! - krzykną, a mężczyzna o tym imieniu dał mu rzecz.
Ojciec Lexy wycelował we mnie, a ja próbując uciec wyskoczyłam przez okno.
- Nie! Noodee, Noodee ! Jesteś potworem! - krzyczała Lexy.
Obudziłam się, w drzwiach Lexy kłóciła się z ojcem wołając, że jest potworem, gdyż chce ją zabrać razem ze sobą do innego kraju.
Ojciec Lexy wyszedł, a ona podeszła do mnie.
- Ej, będzie dobrze - pocieszyła mnie -, a teraz biegiem zakładaj ubrania i choć.
Ubrałam się i usiadłam na łóżku, myślałam nad tym co mi się śniło...
- Noodee! - zawołała mnie Lexy.
Zeszłam powoli na dół i przy Lexy było jakieś duże pudło.
- To dla ciebie, za to, że jesteś i zawsze będziemy razem! - uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
- Lexy, ja nie mogę tego przyjąć... - powiedziałam.
- Ale dlaczego ? - zapytała.
- Ja jestem teraz, ale to nie znaczy... - zaczęłam ale ojciec Lexy zawołał nas.
Czekałyśmy na nasz statek.
W tym czasie poszłyśmy do pobliskiego jeziorka z łabędziami.

- Hej, Noodee! Zobacz... Noodee ? - zobaczyła, że patrzę w inną stronę.
- Lexy, ja po prostu... teraz, nie znaczy zawsze - powiedziałam.
- Co ? Nie rozumiem Cię!
- Teraz jestem ale to nie znaczy, że będę zawsze! - uniosłam głos.
- Odejdziesz ? - zapytała cicho.
Nie odezwałam się i poszłam.
* Na statku *
Siedziałam na barierce, nogami w stronę wody, nie obchodziło mnie czy spadnę.
Nie wiedziałam czy trafie tym statkiem do domu, a może wataha jest nie daleko... popłakałam się... siedziałam i płakałam...
Po dłuższej chwili znalazłam się w jakiejś kabinie...
- No, no, no... " Chciałabym ją choć zobaczyć... "... nie szczere słowa! - zaśmiał się pod nosem
- Kim ty... ty! - zauważyłam, że to wilk, wilk który mnie w to wpakował.
- Kim ty, kim ty, kim ty ?!! Cały czas to samo pytanie ! - zdenerwował się.
- Chce wiedzieć z kim mam do czynienia - powiedziałam.
- Chcesz wiedzieć ?! Proszę bardzo! Bruno ! Przyda się prawda ?! - wkurzył się.
- Bruno ?
- I jeszcze się nie podoba - zaśmiał się ze złości.
- Nie, po prostu... tak miał na imię mój zmarły brat...
- No i ? Co mnie on obchodzi ?!
- Czego chcesz ? - zmieniłam temat.
- Zabrać Cię stąd - powiedział.
- Nie wiem czemu to zrobiłeś ?! Czemu jestem człowiekiem ? Czemu jestem tutaj ? Gdzie jest wataha ?!
- Spokojnie... weź na luz... - powiedział - Nie próbowałaś się zamienić w...
- Próbowałam się zamienić w wilka i nic! A do tego ojciec Lexy jest myśliwym! - uniosłam się.
- Psa... - powiedział załamany.
- Ech... no dobra...
Zamieniłam się w psa i udało się, byłam psem!
Bardziej mi się to podobało niż bycie człowiekiem gdyż miałam łapy, ogon, stojące uszy i długi nos.
- Ale jak to ma mi pomóc ? - zapytałam.
- No hallo... możesz używać mocy... - powiedział.
- Teleportujesz nas teraz do domu... ? - zapytałam lekko zawiedziona.
Bruno kiwną delikatnie głową i podszedł do mnie.
- Nie chce wracać... ani tu zostać... żyć....
- Wiem... ale nie popełniaj tego samego błędu co ja... - uśmiechnął się.
- Jakiego błędu ? - zapytałam.
- Nigdy nie stopuj tego filmu, nigdy nie wybieraj wyłącz... bo nigdy nie wiesz co będzie zaraz..., a może to będzie twoja ulubiona scena... ? - powiedział - A wiesz jak się ten film nazywa ?
Pokręciłam głową.
- Życie - uśmiechną się.
- A jaki popełniłeś błąd ty ?
- Wyłączyłem ten film całkowicie...
- Czyli...
- Tak, zabiłem się... chciałem bym to ja cierpiał, a nie rodzice i moje dwie wspaniałe siostry...
- Bruno... to ty ? - zapytałam cicho.
- Nie, to nie ja, Ja już nie żyje, a ten wilk z którym teraz rozmawiasz siedzi tylko w twojej głowie...
- Czyli sama wymyślam co ty do mnie mówisz... ?
- Nie, tu to akurat ja wymyślam co powiem - powiedział - podaj łapę...
- Po co ?
- Musisz wrócić do domu...
- Nie mogę, muszę zostać...
- Musisz wracać - powiedział i teleportował nas do watahy.
Wszędzie było dużo drzew, nigdzie nie było zapachu benzyny, nikogo nie było widać... nawet Bruna...
Stałam jak posąg wpatrzona w wielkie drzewo... które coraz bardziej było podobne do palmy..., ziemia zamieniła się w piasek, a zamiast gór za mną było wielkie, otwarte morze, a trochę dalej, przy innym drzewie leżał martwy tygrys... Był wieczór, Lexy siedziała pod drzewem z podkulonymi nogami .
Dziewczyna miała obok siebie radio, od kilku chwil leciała już piosenka... była to ta sama co ostatnio.
Przy niej byłam ja... ta stara ja..., a w tedy przypomniałam sobie tą chwile tak idealnie, że mogło by mi się zdawać, że to ja tam teraz jestem :
Chciałam ją odciągnąć od rzeczywistości, wstałam i zaczęłam gonić swój ogon .
Lexy spojrzała na mnie i uśmiechnęła pod nosem .
To nie zadziałało więc zawyłam delikatnie, dziewczyna patrzyła na mnie nie ruszając się z miejsca, podeszłam do niej, złapałam za jej sweter i pociągnęłam .
- Ej, po porwiesz ! - powiedziała .
Usiadłam na przeciw jej i podniosłam łapę .
- Chcesz żebym zatańczyła ? - zapytała .
Dziewczyna wstała i poszła trochę dalej .
Zaczęła tańczyć w rytm muzyki, zaraz potem do o koła jej było dużo tańczących ludzi, unosili się w powietrzu, byli jak duchy, było ich widać ale nie można było dotknąć .
Ktoś podszedł do Lexy i wyciągną rękę, Lexi się zawahała ale zgodziła by zatańczyć z nim .
Udawała, że go trzyma i tańczyli, Lexy uniosła się w powietrzu, tańczyła tak pięknie . . .
Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić te wspomnienia z pamięci.
Gdy otworzyłam oczy znowu byłam w miejscu pełnym drzew i brudnej ziemi...
Wróciłam wolno do jaskini, po drodze dużo wilków wołało mnie i ściskało.
W jaskini nikogo nie było, weszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku.
Kołdra była rozwalona tak jak ją ostatnio zostawiłam, nic nie było ruszone...
Zamknęłam oczy chcąc uciec od rzeczywistości i wróciły mi wspomnienia... :
Chodzenie po Magic Park, Lexy patrząca na wiewiórkę, kłótnia przy kolacji, zgubienie łuku, uciekanie przed Lexy, porywająca nas fala, plaża, walka z tygrysem, malowidła na ścianie, taniec z duchami, robienie tratwy, pierwsza kłótnia, wisiorek... Lexy!
Otworzyłam oczy, znowu czułam się jakoś dziwnie, bałam się spojrzeć w lustro ale ciekawość była silniejsza i podeszłam do lustra.

( Tak, wiem, ale wyobraź sobie, że tu jest lustro )


















Byłam inna, cała biała z czarną plamką na pysku.
- " Czy tak już będę wyglądać ? " - zapytałam w myślach.
- Noodee! - krzyknęła zadowolona mama i pobiegła mnie przytulić.
Mama ściskała mnie bardzo długo.
- Skąd wiesz, że to ja ? - zapytałam poważnie.
- Zawsze poznam moją małą waderę, która nie dawno co dopiero uczyła się polować... żyć... - uśmiechnęła się mama.
- Nie tak nie dawno - powiedziałam.
- Dla mnie zawsze będziesz małym wilczkiem który codziennie uczy się jak przetrwać - przytuliła mnie ponownie.
- Choć ogłosić twój powrót !- powiedziała mama i zaczęła iść w stronę drzwi.
- Noodee, choć. - zawołała.
- Nie, nie mogę...
- Dlaczego ? - zapytała zaniepokojona.
Podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło.
- Zejdź jak będziesz gotowa - uśmiechnęła się i poszła.
Usiadłam na rozwalonej kołdrze.
Po chwili w lustrze zobaczyłam Lexy, była to pewnie tylko moja wyobraźnia ale Lexy zbliżała się i zbliżała, była coraz bliżej, aż wyskoczyła z lustra.
Przestraszyłam się ale ona przytuliła mnie.
- Noodee, czemu odeszłaś ? Bez pożegnania... - powiedziała cicho.
- Nie chciałam, ale ty ! Co ty tu robisz ?!
- Chciałam się pożegnać... nie chciałam Cię zobaczyć ostatni raz w kłótni.
- Ja też..., a może jak już tu jesteś to może zejdziesz ze mną i poznasz watahę ? - zapytałam.
- Ok ! - ucieszyła się.
Zeszłyśmy na dół, czekała tam mama.
- No nareszcie..., a to kto ? - zapytała spokojnie.
- Lexy... chciałam by poznała ją cała wataha... - powiedziałam cicho.
- Dobra, ale najpierw ostrzegę wszystkich by jej nie atakowali - uśmiechnęła się i poszła.
- Atakowali ? .... Nie! Ja tutaj zostaje ! - powiedziała wystraszona Lexy.
- Ej, ty nas rozumiesz ! - powiedziałam zachwycona.
- Ahaś, to nie możliwe! - również i ona była zadowolona.
Zobaczyłam Na końcu pokoju Bruna który mrugną do mnie i znikną.
Mama zawołała nas i wyszłyśmy.
Wszyscy byli cicho, byli gotowi do ucieczki gdyby Lexy zamierzała coś zrobić.
- Echmmm... yyy... no to... ten... wróciłam... i... mamy gościa... no i... to jest Lexy... i... zostanie na jakiś czas... i... no wróciłam i jest git - nie wiedziałam co mówić.
Po paru minutach na sam początek "tłumu" wcisną się Mack.
Podszedł trochę bliżej i spojrzał na mnie, a ja pobiegłam do niego i go pocałowałam.
Wszyscy zaczęli krzyczeć i bić brawa nie wierząc w to co widzieli.

< No to kto odpisze ? >



Od Lexi c.d. Viento Azul

- Tak, ale najlepszym plusem naszej akcji jest to, że się uśmiechasz. - również się uśmiechnęłam.
-Może oblejemy to zwycieństwo?- zapytałam po chwili
-Co?
-Niedaleko jest karczma- uśmiechnełam się
-Chcesz opijać to że pokonaliśmy kilka robali?
-Nieee... To że sie uśmiechnołes w końcu dziś to najwieksze zwycieństwo.

<Viento Azul?>

Hunter c.d. Chuntian


Przy pomocy Chuntian jakoś udało mi się chodzić
- Chuntian... - mruknąłem
- Tak? - spytała
- A co z Koyshay'em?
Chuntian nie odpowiedziała mi na to pytanie, więc i ja zignorowałem to
Całą drogę szliśmy w milczeniu i wreszcie dotarliśmy do jaskini lekarki - Luuki.
Gdy weszliśmy do środka, Luuki zapytała się:
- Co mu się stało?
- Powiedzmy, że pies go pogryzł... - mruknęła Chuntian

<Luuki?>

Od Jonas'a c.d Jack

-Jonas. A ty kim jesteś i co tu robisz myślałem, że nikt tu nie wchodzi.
-Jack. Chciałem pozwiedzać.
-Ach. Wyglądasz na zmęczonego.
-Bo trochę jestem. Nie będę ci przeszkadzać wrócę już do jaskini.
-Nie przeszkadzasz. Choć pójdziemy razem bo jestem nowy w tej watasze i niezbyt wiem gdzie one są.
-Ok.
Wyszliśmy ze strasznego lasu i niedługo potem byliśmy w Perłowym lesie.
-To tutaj to jest moja jaskinia. Wpadnij tu jutro jak będziesz miał czas to razem pozwiedzamy.
-Będę na pewno.-Odpowiedziałem i poszedłem szukać mojej jaskini.

 **Następny dzień**

Gdy się obudziłem poszedłem do Jacka. Na szczęście już nie spał.
-To gdzie idziemy? A dokładniej w którą stronę?-spytałem. 

Powitajmy nowego basiora - Jonas'a



Imię: Jonas
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata [nieśmiertelny]
Żywioł: Ciemność, Fauna 
Moce:
-Potrafi zmieniać kształt cieni
-Potrafi zniknąć w cieniu lub ciemności
-Potrafi zmieniać się w zwierzęta
-Potrafi rozmawiać ze zwierzętami
-Potrafi stworzyć z cienia zwierzęta  które będą "żywe" (na około 1 godz.)
Umiejętności: Ma dobry wzrok, widzi w ciemności, w locie jest niezwykle szybki
Charakter: Często poważny, romantyczny, odważny, miły
Stanowisko: Obrońca
Partnerka: Zakochany w Darinie
Rodzina: Ojciec- Black
Towarzysz: Robi
Historia: Gdy był mały jego mama umarła z powodu choroby. Mieszkał z ojcem do 2 roku życia  po czym wyprowadził się przez 2 lata był samotnikiem. Spotykał po drodze Robiego i zaprzyjaźnili się. Podczas swojej wędrówki spotykał wiele watah ale czuł, że nie są dla niego odpowiednie. W końcu trafił na Watahę Czarnej Perły i przyłączył się do niej.
Inne zdjęcia:-
Opiekun: Alcatraz98

piątek, 7 marca 2014

Od Jack'a

Nie dawno co dołączyłem do watahy, a jej nie zwiedziłem. Musiałem wiedzieć co gdzie się znajduje. Wyruszyłem w środku nocy, bo wiedziałem, że mało kto nie śpi. Zacząłem od zwiedzania miejsca, które jest niedaleko mojej jaskini.Był to straszny las. Przeszedłem prawie cały. Wydawało mi się jakby nie daleko mnie ktoś siedział. Nie miałem pojęcia czy podejść dalej czy ignorować to wszystko i wrócić do jaskini. Jednak zdecydowałem się podejść. Ciężko mi było dopatrzeć kto tam siedzi, bo byłem trochę zmęczony. Jednak wziąłem się na odwagę i zapytałem:
-Kim jesteś i jak się nazywasz?-poczułem ulgę kiedy się zapytałem po prostu kamień spadł mi z serca.

<ktoś dokończy  >

czwartek, 6 marca 2014

Chuntian c.d. Huntera

Hunter leżał na ziemi nie przytomny.
Spojrzałam w prawo, a tam stał Koyshay...
Jego wzrok był skierowany prosto na Huntera.
- Koyshay! - powiedziałam.
Pies zignorował mnie.
- Koyshay!!! - zdenerwowałam się.
Koyshay warkną i podszedł do Huntera, zaczął go obwąchiwać, a po chwili skoczył na niego i zaczął go gryźć.
- Koyshay! Przestań! Koyshaaayy! - krzyczałam i rzuciłam się na psa.
Odepchnęłam towarzysza od Huntera.
- Co ty zrobiłeś ?! - warknęłam.
Koyshay cofną się trochę, otworzył szeroko oczy, chciał coś powiedzieć ale pokręcił nie wierząc głową i uciekł.
Patrzyłam jak Koyshay się oddala i oddala...
Spojrzałam na Huntera.
Hunter miał całą szyje w krwi oraz pogryzioną łapę.
- Hunter... ej, nie odchodź... jak ja sobie bez ciebie tutaj poradzę ? - zapytałam cicho i spokojnie, siadając obok basiora.
Hunter otworzył delikatnie oczy i powiedział :
- Poradzisz... - powiedział równie spokojnie.
- Nie, nie poradzę! Nikogo tu nie znam..., a nawet gdybym poznała to i tak nikogo nie polubię tak jak Ciebie...
- Ale Chuntian... - zaczął.
- Nie, zrozum!
- Chuntian daj mi coś...
- Hunter!
- Ja nie umieram! - powiedział szybko.
Przechyliłam pysk i spojrzałam na niego.
- Nie ?
- Nie - uśmiechną się choć to nie było łatwe ze względu na ból.
Pomogłam mu wstać, a Hunter kulał.
- Może...
- Nie, dam radę - powiedział i poszliśmy.

< Hunter ? Za późno, twoje łapy są już w Japonii, USA, Atlantydzie i Afryce ;) >

Hunter c.d. Chuntian

- Za późno, idziemy! - I pobiegłem
Nie minęła nawet minuta, a Chuntian krzyknęła:
- Huuuuuuunter stóóóóóój!!!
Stanąłem, a ona zeskoczyła z moich pleców. Zaczęło jej się kręcić w głowie i upadła, ale ja ją złapałem i odszedłem parę kroków.
- Nie idziesz? - spytałem podchodząc do niej, ale coś na mnie skoczyło, powalając mnie na ziemię. Ostatnie słowo, które słyszałem to krzyk Chuntian:
- Hunter!
Widziałem jeszcze czyjeś łapy... pomyślałem szybko, że mógł być to Koyshay, czy jakoś tak, a potem zemdlałem...


<Chuntian? Zanim oderwiesz mi wszystkie kończyny i wyślesz je do różnych krajów, wiedz, że przepraszam Cię, że tyle musiałaś czekać...>

środa, 5 marca 2014

Od Dariny c.d Miran

Było gorąco ale trzeba było to przetrwać. W końcu po chwili odpoczynku w cieniu palmy dostałam głupawki więc by ją stłumić zaczęłam biegać po czym weszłam do wody na chwilę by się schłodzić. podeszłam do Miran otrzepałam się i popatrzyłam na nią z zadowoleniem.
-Ej!! -krzyknęła i wstała.
-Co? Ja tylko cię schłodziłam.
Miran westchnęła i ja zrobiłam to samo. Nagle usłyszałam ciche burknięcie to był mój brzuch.
-Miran.
-Co?
-Mój brzuch woła ofiary w postaci mięsa.
-Hahaha. No to idziemy na dużą łąkę.
Na dużej łące upolowałyśmy jelenia był na tyle duży, że starczył na dwa głodne wilcze brzuchy.
Miran ten pokarm postanowiła w spokoju strawić  mi jednak się to nie uśmiechało nie po to jest dzień by leżeć i spać.
-Wstawaj Śpiąca Wadero! Rusz ten ogon!

<Miran? pokarz, że znasz tereny>  

Od Miran c.d. Dariny

-Może na Słoneczną Plażę?-zaproponowałam
Wadera kiwnęła głową i ruszyłyśmy w drogę. Pogoda była śliczna jak na jesień więc nie zamierzałam odpuścić i puki jeszcze jest słońce pobiegać w jego promieniach. Było naprawdę ciepło więc Darnia wskoczyła do morza.
-Na co ty jeszcze czekasz?-zawołała wkurzona
Po chwili dowiedziałam się dlaczego. Gdy tylko weszłam dostałam mocne CHLUP!
-O ty....czekaj ja łatwo nie odpuszczam.
Tak więc rozgrywała bitwa wodna nr 2. Wygrywałam! Niestety do czasu-,-. Byłam tak padnięta że tylko wyszłam z wody i klapnęłam na piasek.
-No ej! Już padasz?!-zawołała uśmiechając się złowieszczo
-Daj mi chwilkę...-wydyszałam
Darina klapnęła obok mnie, i tak leżałyśmy patrząc na niebo.
-Ty paczaj! Rybka!-zawołałam pokazując chmurę która moim zdaniem naprawdę przypominała to zwierze
-Rzeczywiście...a tu jest królik-wskazała chmurkę
-Nom, sweet. Widziałaś kiedyś słonia?
-Nie....
-Tom paczaj!-pokazałam kolejne zwierze
Siedziałyśmy tak i gapiłyśmy się na te wszystkie cuda i śmiałyśmy się między innymi z kangura bez nogi XD.
Nadchodziło południe, było tak gorąco że schowałyśmy się w cień.
-To co teraz robimy?
<Darina? teraz ty kombinuj milordzie^^>

Od Dariny c.d Miran

Wtedy dopiero przekonałam się jak Miran naprawdę lubi maliny. Nie znałam drugiego takiego wilka.
-Smacznego- powiedziałam.
-Dzięki- powiedziała wadera oczywiście nie odrywając się od jedzenia.
Dopiero po parunastu minutach oderwała się od tych malin a pysk cały miała różowy no niech  mi ktoś powie jak tu się nie śmiać.
-Skończyłaś już? Najadłaś się?- spytałam z lekkim chichotem próbując zachować powagę.
-Tak. - odpowiedziała z dumą i poważną miną.
Wtedy wybuchłam jej różowy pysk i ta powaga to było po prostu komiczne.
-Chodzimy nad jezioro no wiesz to z wodospadem.-powiedziałam-po kąpiemy się a ty umyjesz pysk.
-Dobrze. Chodź milordzie.-odpowiedziała wadera.
-Więc ruszajmy milejdi.
I ruszyłyśmy teraz w tym samym czasie. Pod koniec drogi Miran złapała kolka więc zwolniłyśmy.
W końcu usłyszałyśmy szum wodospadu był wyraźny i głośny.
-Już jest ok. Kto ostatni ten zdechły jeleń!!! -krzyknęła wadera i znowu pognała.
Ja zamieniłam się w konia i pognałam za nią.wskoczyłyśmy do wody w tym samym momencie.
Bawiłyśmy w wodzie się za dobrze by się kłócić kto pierwszy.
Po kąpieli i umytymi pyszczkami wyszłyśmy z wody.
-No to gdzie teraz idziemy?-spytałam.

<Miran? wymyśl ciekawe miejsce>

Opowiadania!

Ostatnio zauważyłam, że glenee odeszła ( ? )
A familoso nie ma :/
Więc teraz opowiadania wysyłajcie do mnie ( kimeki ) oraz do dwóch superowych dziewczyn które mi chcą pomóc : Luna6669 i smutaz1

Dziękuje ~ Luna

wtorek, 4 marca 2014

Od Miran c.d. Dariny

No i zeżarłyśmy tego łososia. Darina rzuciła się na niego jakby z pół roku nie jadła(serio, to wyglądało dziwnie). Po posiłku byłam tak leniwa że chętnie bym jeszcze pospała, ale moja towarzyszka nie zamierzała do tego dopuścić.
-No dawaj ruszaj się! Wiem gdzie są maliny!-zawołała kusząco
Kurde, dla malin zrobię prawie wszystko więc ruszyłam za Dariną, która wiodła tak krętą drogą że co chwilę stawałyśmy bo kręciło mi się w głowie.
-Serio? Chcesz abym zwróciła łososia?
Wadera skrzywiła się na samą myśl o tym.
-No ok, ok. Innym razem tak zarobię-mówiąc to wyszczerzyła zęby w szatańskim uśmiechu(czyli jak cygan który coś komuś zacygani)
Dotarłyśmy po jakiejś godzinie bo Darina jak na złość zapominała o skrętach i takie tam. Rzuciłam się na maliny słysząc z tyłu śmiech cygana(mówię o waderze).
-Ale śmiesznie wyglądasz!-pokładała się ze śmiechu i co chwilę rzucała w moja stronę h3h3h3h3h3h3h3(po naszemu: hehehehehehehe)
<Darina? no to co teraz? serio śmiejesz się jak cygan XD>

Od Miran .c.d Terro


Nadal byłam w swojej jaskini. Figurka Terra już od dawna była kałużą, a on sam zamierza odejść. Chlipałam tak jeszcze chwilkę.
-''Nie, nie pozwolę mu odejść tak po prostu! Niech chociaż wie jedno...''- zaczęłam rozmyślać i wybiegłam z jaskini.
Był człowiekiem bo wyraźnie czułam jego zapach. Gnałam coraz szybciej aż w końcu ujrzałam daleko postać człowieka, to musiał być on.
-Terro!-krzyknęłam.
Człowiek odwrócił się i zamienił się w wilka by móc mnie zrozumieć.
-Miran, nie mogę narażać całej watahy...-zaczął ale weszłam mu w słowo
-Nasza wataha jest silna, poradzimy sobie. O to nie musisz się martwić. Chciałabym tylko abyś o czymś wiedział...-ostatnie zdanie prawie wyszeptałam, więc pewnie basior mnie nie usłyszał o znów zaczął mówić
-Ale nie mogę też narażać ciebie! Jak mówiłem, znajdziesz przyjaciół, a w krótce zapomnisz...
-''Żebyś tylko wiedział...''-pomyślałam
-Nie mogę pozwolić by wszystkich krzywdził i to bezkarnie...
-Największą krzywdę wyrządzisz mi jak odejdziesz. Nie zamierzam brać cię na litość, ale chce abyś wiedział..
-O czym?-spytał.
Być może po raz ostatni spojrzałam w jego oczy i zaczęłam.
-O watahę serio nie musisz się martwić, mogę zawiadomić alfę o niebezpieczeństwie ze strony twojego ojca ale....Tak naprawdę chcę abyś wiedział że póki stąpam jeszcze po tej ziemi nie pozwolę ci odejść tak po prostu. Nie po tym wszystkim, bo zdałam sobie sprawę że cię kocham! Na początku to była tylko przyjaźń, ale jak zobaczyłam ciebie prawie nie żywego....to zdałam sobie sprawę jaki jesteś dla mnie ważny. A jak odejdziesz....to zeskoczę z urwiska..-zaczęłam płakać zrozpaczona, nie mogę pozwolić by odszedł.
Popatrzyłam na niego zapłakanymi oczami..
~W tym samym czasie~
Ojciec Terra chodził spokojnie po swojej rezydencji.
-Już prawie doprowadzę do jego zagłady. Jeszcze tylko mały kroczek...
Zastanawiał się jeszcze przez chwilę gdy wpadł na genialny pomysł.
-Można wykorzystać jego gołąbeczkę i będzie po sprawie. Widać że mają się ku sobie więc będzie to najłatwiejsza ze wszystkich części...-mówiąc to zaśmiał się złowieszczo- Mój plan w końcu się spełni.
~~
-Proszę....-patrzyłam na niego.
<Terro? no nie daj się prosić >

Od Dariny c.d Miran

-Nie wiem . Może jednak na sam początek pójdziemy zapolować na dużą łąkę a potem się zobaczy.
Miran pokiwała głową i od razu zaczęła biec. Ja uznałam to za wyścig też ruszyłam . Tylko Miran ruszyła wcześniej co uznałam za oszustwo więc ja też postanowiłam oszukiwać. Z dużą prędkością oderwałam się od ziemi i z wielką prędkością doleciałam na dużą łąkę Miran dobiegła chwileczkę później. Była zdyszana ja wręcz przeciwnie .
-To na co polujemy? Tylko proszę nie na jelenie.-odezwała się wadera. Po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Hmm... . Może na łosia one są duże jeden starczy na parę wilków.-powiedziałam.
-Ok.
Zmieniłam się w sowę by jakiegoś poszukać i jednoczenie go nie spłoszyć. Nie trwało to długo zaraz wróciłam do Miran i powiedziałam, że najbliższy łoś jest 20m z tond. Miran była bardziej zdziwiona, że potrafię zmienić się w sowę niż zadowolona, że wielka kupa mięsa jest niedaleko z tond.


<Miran? Wiedz, że jestem głodna nie zmarnuj szansy na łosia>

Mack c.d. Noodee

Spałem spokojnie było mi ciepło. Byłem też lekko zaniepokojony o Noodee. Nie chciałem by stało się coś złego.
* Nad ranem *
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się do wilczycy, która właśnie wstała
- Hej - popatrzyła na mnie. Stałem i ukrywałem coś za sobą.
- Dobrze się spało - spytałem czule
- Tak dobrze jak nigdy - powiedziała i zajrzała za mnie, lecz ja usiłowałem to ,,coś" zakryć. W końcu powiedziała:
- Co ty tam chowasz?
- Ja?- spytałem zdziwiony
- Tak - szybko zajrzała i uśmiechnęła się. Leżał tam jeleń i kilka martwych
Zająców.
- Zrobiłeś to dla mnie? - spytała zdziwiona
- No a dla kogo innego... - spojrzałem na wilczycę - Ty pierwsza
<Noodee?>

Od Terro c.d. Miran

Czyli musiałem odejść. Nie chciałem tego, ale musiałem. Jeśli bym został, sprowadziłbym niebezpieczeństwo na te wszystkie wilki. Postanowiłem, że odejdę, kiedy tylko wydobrzeję. Ale Miran... Nie chciałem jej zostawić. Jednak gdybym został, ona też byłaby w niebezpieczeństwie. Poszedłem do niej wieczorem. Chciałem się pożegnać.
- Miran? - zapytałem niepewnie.
- Terro. Chcesz odejść? - zapytała stojąc do mnie tyłem.
- ... Tak. Muszę odejść.
Nastąpiła cisza. Przełknąłem łzy. Podszedłem do niej i położyłem jej łapę na ramieniu. Popatrzyła na mnie. Łza spłynęła jej po policzku.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęła. - Czuję się samotna.
- Nie martw się. Znajdziesz przyjaciół. A ja... Nie jestem wilkiem. W głębi nadal jestem... człowiekiem.
Miran płakała. Już nie byłem wstanie jej zrozumieć. Zmieniłem się w człowieka. Gładziłem jej łeb. Patrzyła na mnie smutno. Wstałem i poszedłem w dal. Nie potrafiłem płakać. Czułem tylko piekący ból w sercu. I poczucie winy...

<Miran? zróbże coś!!! ;-;>

niedziela, 2 marca 2014

Chuntian c.d. Huntera

- No... mogłabyś mi wskoczyć na plecy, a ja bym biegł.... - powiedział cicho.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilkę, co parę minut otwierałam pysk by coś powiedzieć ale zaraz go zamykałam.
- Chuntian! - powiedział Hunter, a ja potrząsnęłam głową.
- Hunter! - powiedziałam jego imię.
- Co ? - zapytał.
- No, Hunter, a kto ?!
- Nie wiem o co ci chodzi...
- No sam zacząłeś !
- Z czym ?
- No powiedziałeś Chuntian, więc pomyślałam, że się bawimy w jakąś grę z imionami.
- To jest taka gra ?..... Chuntian! Czy ty mnie w ogóle słuchałaś ? - zapytał.
- Kiedy ?
- No o tym, że może mi wskoczysz na...
- Tak, tak... pamiętam, ale zrobię to tylko dla Koyshaya! - podniosłam głowę i przeszłam obok niego lekko się uśmiechając.
Wskoczyłam mu na plecy, było nie wygodnie, a on się cały czas ruszał.
- O nie... ja się wycofuje ! - powiedziałam.
- Za późno, idziemy! - powiedział i pobiegł.

< Hunter ? >

Od Hunter'a c.d. Chuntian

Odsunąłem się i spojrzałem się przed siebie
- Mam pomysł - powiedziałem oświecony
- Hm? - spytała
- Jest to trochę głupi pomysł, ale jednak coś - dodałem
- Czyli? - spytała po raz drugi
- Mógłbym przebiec się po miejscu w którym ostatni raz go widziałaś
- Eh, przebiec? - spytała lekko śmiejąc się
- Znaczy... - powiedziałem uśmiechając się - potrafię biec z prędkością nadświetlną
- Nadświetlną? - była zdziwiona
- Tak, więc gdzie byłaś zanim go zgubiłaś?
- W tym lesie, tym takim białym, tam mnie uratowałeś
- A, tak! Ale... co z Tobą? To Twój towarzysz
- Racja, on słuchać się będzie tylko mnie.. - mruknęła, a z jej oka wypłynęła łza
- Proszę, nie płacz - powiedziałem pocieszająco - Mam jeszcze taki pomysł
- Jaki? - otarła łzę
- No... Kolejny szalony... - zacząłem
- Nieważne - przerwała - Chce go odnaleźć za wszelką cenę
- No... mogłabyś mi wskoczyć na plecy, a ja bym biegł....

< Chuntian? Tak, wiem... _._>

Powitajmy dowego basiora - Jacka

 
 
Imię: Jack
Płeć: Basior
Wiek: 2 lata
Żywioł: Ogień, Ciemność
Moce: Potrafi zatrzymać czas, Potrafi kontrolować ogniem, Potrafi kontrolować czyimś umysłem (max 10 min.)
Umiejętności: ma wyostrzony słuch, potrafi szybko biegać
Charakter: zły, okrutny, poczucie humoru, złośliwy, czasem miły ( dla tych których lubi, sprytny
Stanowisko: Morderca
Partnerka:-
Rodzina:-
Towarzysz:-
Historia: Gdy skończył 2 lata postanowił uciec od rodziców, ponieważ ich nienawidził. Błąkał się aż dotarł do Watahy Czarnej Perły.
Inne Zdjęcia:-
Opiekun: pyszczek9

Od Miran c.d. Terro

Naprzeciwko mnie stał człowiek. Atakowałam tylko po to by się bronić, jednak człowiek nic nie robił. Stałam chwiejnie na nogach. On nie reagował. W oddali błysnął mi lodowy smok. Co on tu robił? Rozejrzałam się w poszukiwaniu Terro. Nie było go! Zawyłam i ruszyłam z atakiem na człowieka, który moim zdaniem był za zniknięciem basiora. On odskakiwał w bok, i próbował mi coś przekazać co za uwarzyłam dopiero za którymś razem. Schowałam się za drzewem i tylko na chwilkę zmieniłam się w wiatr, bo byłam dość słaba.
-Marin uwierz mi to ja! Terro!-usłyszałam niezbyt znany mi głos, tylko troszku podobny do basiora
Powróciłam do postaci wilka i wyjrzałam. Smok śmiał się złowieszczo, a człowiek nadal coś mówił. Mimo własnej woli atakowałam. Durny ojciec terra kontrolował mnie i zmuszał do coraz brutalniejszych ataków. W końcu człowiek padł na śnieg, i próbował osłonić się rękoma. W środku kazano mi go wykończyć. Nie chciałam tego słuchać, jednak głos w końcu wrzeszczał. Drasnęłam go tylko lekko, by głos dał mi spokój.
-Dobra dziewczyna...spotkamy się jeszcze...-mówiąc to smok odleciał.
Człowiek zaczął iskrzyć się, aż moim oczom ukazał się TERRO!
-O Boże....-wyjąkałam i pognałam do niego.
Krwawił i to porządnie. Na szczęście oddychał.
-Nie.ja nie chciałam....Terro proszę popatrz na mnie!-łzy płynęły i strumieniem i kapały na jego sierść-Naprawdę on mnie zmuszał.....
Basior drgnął. Pamiętałam uwagi mamy co zrobić aby zatamować krwawienie. Na szczęście wokół mnie było mnóstwo śniegu więc nakładałam go na zakrwawione części jego ciała. Krwawienie ustawało powoli jednak dobrze że w ogóle ustawało.
-Zaraz wrócę...-powiedziałam całując go delikatnie i zamieniłam się w wiatr.
Miałam mało sił więc leciałam ile tchu do Moon, szamanki specjalnej która mam nadzieję pomoże Terro. Gdy tylko powiedziałam jemu o ataku na Terro ruszył za mną. Nie powiedziałam jemu że to ja. Uleczył j najcięższe rany basiora i powiedział że musi odpoczywać. Sam wrócił do siebie, w końcu był środek nocy. Nie śmiałam teraz cokolwiek mu powiedzieć. Omal go nie zabiłam. Bez słowa pomogłam mu dojść do jego jaskini, przemyłam mu rany. Miałam już wychodzić, ale przy wyjściu z jaskini obróciłam się jeszcze.
-Przepraszam że narobiłam ci tyle kłopotu.-szepnęłam
< Terro? innym razem cb dobiję XD>

Od Terro c.d. Miran

Poczułem okrutny ból. Rozdzierał moje ciało od środka. Czułem jakby wbijano mi kolce w ciało. Wrzasnąłem. Smok chyba odleciał. Jednak nie na długo. Podniosłem się. Obrzuciłem nieprzytomnym wzrokiem drzewa dookoła. Miran. Leżała w śniegu i krwawiła. Zakląłem i zataczając się podszedłem do niej. Upadłem na kolana. Kolana? Spojrzałem na moje ręce. Miały kształt, od którego się już odzwyczaiłem. Zacisnąłem pięści. Nie miałem czasu na rozmyślania. Miran umierała. Przyłożyłem dłonie do jej pleców. Krwawienie ustąpiło, a mróz na jej futrze cofnął się.
- Miran oddychaj! Nie możesz umrzeć! - powtarzałem pod nosem.
Nagle Miran wyrwała mi się i stanęła w pozycji do ataku. Warczała. Nie mogłem jej zrozumieć. To oznaczało, że wróciłem do swojej postaci.
- Spokojnie Miran. To ja - powiedziałem.
Przełknąłem ślinę. Ona też mnie nie rozumiała. Próbowałem się zmienić w wilka, lecz to nic nie dawało. Nadleciał smok...
- Teraz musicie walczyć. Ona nie wie, że to ty. Nie masz wyboru - smok przybrał postać człowieka. Gele uśmiechał się złowieszczo.
Byłem zrozpaczony. Starałem się zachować spokój, jednak byłem zdezorientowany takim obrotem sprawy. Mogłem mówić do Miran, ale ona by mnie nie zrozumiała. Jeśli za chwilę czegoś bym nie zrobił, zginąłbym. Ale nie mogłem z nią przecież walczyć. Właśnie wtedy rzuciła się na mnie. Odskoczyłem w bok.
- Przestań! Nie mogę z nią walczyć! - wrzasnąłem.
- Widzę, że te lata w postaci wilka zniżyły cię do naprawdę miernego poziomu - zakpił sobie ojciec.
Miran znowu zaatakowała...

< Miran? ;-; zabijesz mnie >

Od Mira c.d. Terro

Pozostałam w jego jaskini. On poszedł gdzieś, nie powiedział gdzie a ja nie zamierzałam go o to pytać. Wróciłam do siebie. Właściwie nie chodziło mi o coś więcej, chciałam tylko usłyszeć czy przynajmniej mnie lubi. I tak też jest. Spojrzałam na tę moją lodową figurkę. Tak przedstawiała właśnie Terro, do czego nikomu bym się nie przyznała. Martwiło mnie że jego życie zależy od jego ojca. Nie powinno tak być. Wyszłam się przejść. Bez namysłu że mogę go tam spotkać ruszyłam biegiem. Nie ruszyłam się daleko kiedy zobaczyłam pędzącego i przerażonego Terro. Na mój widok krzyknął coś. Nie słyszałam go i podbiegłam do niego.
-Uciekaj!-wrzasnął-Mój ojciec mnie znalazł i zamroził wszystkie wilki!
-Gdzie są?-spytałam czujna
-W Lasie Mrozu ale nie idź tam!
Chwilka. Wszystkie wilki? To nie był jego ojciec.
-To nie on...-zaczęłam
-What?-wszedł mi w słowo
-To Darina je zrobiła...któregoś razu poszłyśmy tam a jak się dowiedziałam, że może robić różne figurki czy coś to poprosiłam ją o zrobienie całej watahy...
-Przestraszyłaś mnie...
-Wiem...i przepraszam za tamto....nie o to mi chodziło...
-A o co?
-Ech...no...-westchnęłam- Już nie ważne. Wracajmy do siebie, jest środek nocy.
Dałam mu całusa w policzek kiedy nagle odepchnął mnie od siebie. Po chwili rzucił się na niego lodowy smok.
-TERRO!-wrzasnęłam i rzuciłam się na stwora.
Smok jakoś za specjalnie nie przejął się moim atakiem i strząsnął mnie na ziemię. Podniosłam się chwiejnie.
-MARIN UCIEKAJ!!!-krzyczał duszący się Terro
Stworzyłam tornado i wycelowałam w smoka. Odskoczył i padł na ziemię. Tylko na chwilę, abym zdążyła dobiec do niego i sprawdzić czy oddycha. Na szczęście oddychał. Zasmuciłam się(oczywiście to udawałam). Udałam że go całuję na pożegnanie(a tak naprawdę szepnęłam aby się nie ruszał).
-Zabiłeś go...-wyjąkałam i zwróciłam się w stronę smoka-Dlaczego?!
Smok był zadowolony. Złowrogi uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
Łzy same mi płynęły jakbym na prawdę go straciła. Powiedzmy że mi uwierzył.
-Tyle to trwało zanim mi się udało......ale wiesz co? To mi nie wystarcza..
Tego nie było w planie...Co on kombinował?
-Trudno mi jest się pogodzić się, że istnieją takie twarde kobiety...Wiesz co w tedy robię?
Pokręciłam głową i ukradkiem spojrzałam na Terro.
-Po prostu odsyłam je do nieba....ale nie tak od razu. Najpierw się z nimi bawię.-mówiąc to zamienił się w wilka
Po chwili dotarło do mnie czego on chciał. Gdy tylko zaczął się do mnie przymierzać rzuciłam się do ucieczki. Nie uciekłam daleko, zagrodził mi drogę.
-Ładnie to tak bez pożegnania?-zamienił się w smoka
Patrzyłam na niego wystraszona. Szedł w moją stronę. Nie zdążę zamienić się w wiatr.
-Czyli inna opcja? Pomyślmy, co mogę zaoferować tak pięknej kobiecie....Wolisz zginąć bez bólu czy może stać się tak słabą że nie będziesz mogła już nigdy mi się sprzeciwić?
Posłałam kolejne tornado. Nie zrobiło to na nim wrażenia.
-Czyli wolisz tą bardziej bolesną opcję?-powiedział wkurzony
Zrobiło się zimno, zaczął padać śnieg kiedy posłał we mnie lodowe sople przygważdżając mnie do drzewa. Zaczęły lecieć ze mnie kolejne stróżki krwi. Terro chyba zamarzał. Chwila....to wszystko wygląda jak w jeziorze! Chciałam się ruszyć, jednak syknęłam z bólu i zaczęło lecieć jeszcze więcej krwi. Smok odleciał. Powoli widziałam wszystko jak przez mgłę. Prawie nic nie widziałam, tylko ciemną plamę którą pewnie był Terro. Chociaż on przeżył. Ostatnie co widziałam był właśnie on, albo plama która go przypominała. Wstawał. Po chwili wszystko rozmazało mi się przed oczami.......
< Terro? jaką ja mam wenę XD>

Od Terro c.d. Miran

Zatkało mnie. No po prostu mnie zatkało. Czy ona mówiła serio? Nagle coś sobie przypomniałem. Czekajcie. Stop. To było jeszcze przed tym jak tu dotarłem... Przyjęli mnie do innej watahy. Spodobało mi się tam i postanowiłem zostać. Myślałem, że jestem bezpieczny, ale po miesiącu, czy dwóch... Obudziłem się rano w zamrożonej i całej w śniegu watasze. Wilki stały się lodowymi rzeźbami... To oznaczało, że ojciec mnie prześladuje. Czy jeśli przywiążę się do tej watahy, to zostanie zniszczona? A może już oddaliłem się poza moc ojca? Ale nie mogę ryzykować...
- Miran... Lubię cię. Przypominasz mi siostrę. Swoją drogą to miała na imię Maria. Nie chcę cię... zresztą nie chcę narażać nikogo. Mój ojciec może dalej mnie obserwować. Jeśli dam mu do zrozumienia, że się przywiązałem, to może zniszczyć watahę.
Miran zmarszczyła brwi. Pewnie rozważała różne możliwości. Po chwili odezwała się.
- Więc co zamierzasz? - zapytała.
- Myślę... myślę, że poczekam jakiś czas i postaram się wyczuć obecność mocy ojca. Jeśli nic nie wyczuję... to będzie znaczyło, że zostanę. Jednak jeśli coś wykryję, będę musiał odejść.
- Rozumiem - szepnęła. - Więc wyczuwasz coś?
- Nie mogę tak hop-siup. Wybacz. Potrzebuję czasu. Przepraszam, że sprawiłem ci zawód.
Postanowiłem ją zostawić na chwilę. Sam udałem się do Lasu Mrozu. Jeśli miałem coś wyczuć, to tam...

< Miran?>

Noodee c.d. Mack'a

Wyszliśmy z wody, zrobiło się bardzo ciemno.
- Hej, Noodee... jest późno więc może zrobimy sobie tutaj biwak ? - zapytał Mack.
- Ok... jej! Biwak z ukochanym! - ucieszyłam się i rzuciłam mu się na szyje.
Mack zrobił szałas z długich patyków i liści.
- Dobranoc - powiedziałam i poszłam spać.
- Dobranoc, Noodee - powiedział i położył się na innym kamieniu.

< Mack ? Opowiedz co było rano >

Od Miran c.d. Terro


Byłam zdziwiona że Terro pożegnał się ze mną tak szybko. Coś z nim było nie tak. Wróciłam do swojej jaskini i patrząc na moje lodowe figurki(szczególnie na jedną) zasnęłam. Nie trwało to długo bo ciągle miałam przeczucie, że coś się stało Terro. Na początku myślałam że tylko mi się wydaje jednak z minuty na minutę było to coraz większe. W końcu nie wytrzymałam i w środku nocy poleciałam do jego jaskini. Zatrzymałam się kawałek przed wejściem. Usłyszałam jak śpiewa. Nie była to wesoła piosenka, ta była pełna smutku, nienawiści i czegoś jeszcze, jednak nie wiedziałam co to jest. Płakał, było to bardzo dobrze słychać. A więc trafiłam na jego chwilę słabości. Chciałam się wycofać jednak narobiłam hałasu i mnie zauważył.
-Wow. Terro. Czy coś..się stało?-tylko tyle zdołałam wykrztusić.
Stał jak skamieniały. Chyba chciał mi coś powiedzieć, w ostatniej chwili zrezygnował i usiadł.
-Siadaj-powiedział-Pytaj o co chcesz.
Spojrzał w moje oczy. Przepełniał je smutek i ból spowodowany utratą kogoś bliskiego. Nie zadawałam pytań. Nie potrafiłam, bo przypomniała mi się moja rodzina którą straciłam. Wina leżała po mojej stronie, bo wciąż wypytywałam mamę kiedy tata będzie z nami.
-Słuchaj..-zaczęłam i na chwilę się zacięłam-Nie zamierzam cię o nic pytać...Każde z nas kogoś straciło..a ja nie chcę pogłębiać tobie tego bólu.
Terro ciągle patrzył mi w oczy. Również spojrzałam w jego piękne ślepia i kontynuowałam.
-Ale te osoby nigdy nie wrócą. Możemy je spotkać jedynie po drugiej stronie, po śmierci. Do te pory nic nie możemy zrobić...jedynie wspominać chwile spędzone z nimi. I te dobre i te złe. Nikt ich nie zastąpi, można próbować ale to i tak nie będzie to samo.-w tej chwili poczułam jak moje oczy napełniają się łzami.
Gdy tylko zaczęły mi ściekać otarłam je łapą aby Terro ich nie widział. Nie płakałam od czasu śmierci mojej rodziny. Zawsze udawałam dzielną, ale w środku taka nie byłam. Z resztą miałam pocieszyć czy podnieść na duchu Terro a nie bardziej go dobijać. Jednak nie dawałam rady. Łzy leciały mi jak strumień więc nie próbowałam ich już tamować. Położyłam się i schowałam głowę między łapami.
-Ja też straciłam bliskich...głównie z mojej winy...JEDYNIE Z MOJEJ WINY!-zaczęłam bełkotać.
Łzy nagle przestały lać mi się po twarzy. Usiadłam. Nie śmiałam teraz spojrzeć na Terro, więc spuściłam głowę.
-Wiesz, jednak można z czasem zyskać też inne bliskie osoby......
Nie dokończyłam. Po chwili zdałam sobie z czegoś sprawę, która naprawdę mnie zdziwiła. Terro był dla mnie kimś ważnym, kimś na kim mi zależy.
-I....chciałabym...być dla ciebie....taką bliską osobą.-wydukałam niepewnie i spojrzałam w oczy basiora
<Terro?>

Od Miran c.d. Rochelle

Zamieniłam się w wiatr i lekko wylądowałam na samym dole zmieniając się w wilka. Rochelle wylądowała obok mnie. Przed nami była jaskinia z wąskim strumykiem w którym już grasowała rybka.
-C tak jeszcze stoimy?-pytając pociągnęłam waderę za sobą i zaczęłyśmy znowu ścigać rybkę.
Muszę przyznać że była to najszybsza z ryb jakie widziałam. Biegłyśmy ciągle w jaskini, strumyk robił się coraz większy. W końcu musiałyśmy płynąć a nie biec za rybką.
-Zaprowadzi nas to do jakiegoś ciemnego zaułku i tyle.-mówiłam.
Pływać lubię, ale bez przesady. Wolałam już biegać. Nagle rybka zniknęła nam z oczu.
-Gdzie ona się podziała...-Rochelle już powoli traciła do niej cierpliwość.
Ja zresztą też.
-Paczaj.-mówiąc to wskazałam na małą szczelinę w której również płynęła woda. Rybeczka płynęła sobie tam spokojnie.
-Tylko jak się tam dostaniemy....-wadera nie skończyła tylko zanurkowała.
Po chwili wynurzyła się i oznajmiła:
-Pod wodą szczelina jest i wiele większa, możemy się tam tędy przedostać.
Nie lubiłam nurkować. Niestety nie było innego wyjścia. Zanurkowałam po Rochelle i ruszyłyśmy dalej robiąc co jakiś czas przystanki. Jak już wspominałam pływania nie lubiłam i nie byłam w tym jakoś specjalnie dobra. Rybeczka płynęła sobie tym razem spokojnie.
-Bosz...ta ryba mnie wkurza.-mruknęłam pod nosem
Wadera widząc moją minę zaśmiała się.
-A wiedziałaś że naprawdę śmiesznie się gniewasz...-nie dokończyła mnie pytać bo ochlapałam ją.
Zaczęłyśmy się chlapać nawzajem. Muszę się przyznać że przegrywałam.
-Prosz przestań już..-powiedziałam strasznie dysząc.
Na szczęście tej rybki nie straciłyśmy z oczu, płynęła coraz wolniej i nie zwracała na nas uwagi. Z czasem strumień zwężał się i zrobił płytki. Rybka płynęła jednak dalej, my już szłyśmy brodząc łapami w wodzie. Nagle rybka przemieniła się w....
<Rochelle? wymyśl coś XD>

sobota, 1 marca 2014

Chuntian c.d. Huntera

- Dobrze - powiedziałam - Ale ty naprawdę nie musisz...
- Wiem, ale ja chce - uśmiechną się i wyszliśmy.
Szukaliśmy wszędzie, a jego nie było.
- Nie znajdziemy go... przepadł... - powiedziałam cicho.
Hunter zatrzymał się, podbiegł do mnie, podniósł mi mój spuszczony pysk i powiedział patrząc mi w oczy.
- Ej, znajdziemy go..., a do tego " Dama " nie powinna spuszczać głowy - powiedział równie cicho.
- Myślisz, że to normalne ? - zapytałam jeszcze ciszej.
- Że uciekł ?
- Nie, że przy tobie jestem inna... po prostu nie mogę się skupić w twojej obecności... nie pamiętam jaka mam być... jak być idealna.. ja naprawdę nie mogę być sobą.
- A mi się coś zdaje, że właśnie wtedy jesteś sobą - powiedział.
- A to niby czemu ?
- Bo nie wyglądasz na taką za jaką próbujesz uchodzić - powiedział i odsuną się.

< Hunter ? Dzwoń po karetkę albo straż pożarną bo nie mam weny >

Od Hunter'a c.d. Chuntian

Chuntian już miała wyjść, gdy ja ją powstrzymałem:
- Zaczekaj!
- Hm? - wadera odwróciła się
- Może pomogę Ci szukać tego Koyshay'a? - zaproponowałem
Wadera pomyślała chwilę po czym odpowiedziała...

<Chuntian? Przepraszam, że tak późno...>

Uwaga !

Witajcie.
Zauważyłam że dołączyło dużo wilków, za co dziękujemy.
Niektórzy z was mają stanowiska dowódcy ... ale zaraz ... BY BYĆ DOWÓDCĄ (NP. WOJSK) TRZEBA BYĆ WOJOENIKIEM ! Później są wybory !
Tak samo gdy piszecie wilka, to opiekun na być napisany !!! Nie ma żadnego na to wytłumaczenia ! 
W każdym polu formularza ma być coś napisane ( nie licząc potomstwa itp. ) !!!

~ Pozdrawiam TygryseK ~
P.s
Na czas nieokreślony nie wysyłajcie do żadnych opowiadań ( familoso ) z powodu rodzinnego.

Od Terro c.d. Miran

Wbiegliśmy zdyszani na polanę. Ogarnęło mnie nagłe znużenie. Przymknąłem oczy. Moja twarz wylądowała w śniegu. Wrzasnąłem. Już po chwili stałem na nogach przed rozradowaną Miran. Uśmiechnąłem się.
- Miran... Wybacz, ale chyba pójdę już do jaskini. Jestem zmęczony; ty pewnie też.
- No to cześć! - zawołała trochę rozczarowana.
- Może jutro jeszcze mnie natrzesz śniegiem - odpowiedziałem.
Udałem się chwiejnie do jaskini. Coś ze mną było nie tak. Stęknąłem i upadłem na legowisko. Zakręciło mi się w głowie i powróciłem w przeszłość...

***

Terro uderzył z impetem o ścianę. Podniósł się chwiejnie i stanął na nogach. Otarł krew z ust. Popatrzył na Ojca. Na jego twarzy malował się gniew. Gniew tak wielki, że mógłby zniszczyć cały świat, gdyby bóg go nie hamował. Ryknął i przydusił Terro do ściany.
- Jak śmiałeś?! - wrzasnął mu do ucha. - Z twojej winy zginęła ponad połowa moich żołnierzy. Czy wyobrażasz sobie, co to znaczy?
- Grozi nam wojna, nie? - odparł chłodno Terro i uśmiechnął się lodowato. - Mam to gdzieś. Zrobiłem to dla siostry.
- Maria była nic nie warta! - krzyknął Gele.
Źrenice Terro zwęziły się. Zacisnął usta. Cedził słowa z głęboką nienawiścią.
- Ona... Była... JEDYNĄ WARTĄ COŚ DLA MNIE OSOBĄ!!! A teraz nie żyje! Przez ciebie! To ty zawróciłeś wojska! - wrzeszczał, a łzy spływały mu po policzkach. - Gdybyś mnie nie zatrzymał uratowałbym ją, a wojska uszły by cało!!!
Teraz Terro już nad sobą nie panował. Krzyknął i wyrwał się z miażdżącego uścisku. Zgromadził wokół siebie energię. Uderzył z pełną siłą. Gele poleciał na drugi koniec sali. Jednak podniósł się i zmienił postać. Zmienił się w lodowego smoka.



















- Skazuję cię na wygnanie, Terro synu Gele boga mrozu! Od teraz będziesz żył pod postacią wilka! To kara za twe winy!
Terro zaczął się zmieniać. Jego człowiecze kształty zmieniały się na wilcze.












***
Maria. Tak miała na imię. Teraz pamiętam wszystko. Zacząłem płakać i nie hamowałem się. Łzy płynęły mi przez sierść. Więc nie jestem wilkiem? Czy kiedyś wyglądałem jak człowiek? Poczułem nienawiść i smutek. Przeplatały się z rozpaczą. Słowa zaczęły same lecieć mi z ust. Włożyłem w nie tyle nienawiści i smutku ile zdołałem:


Zaśpiewałem to cicho, żeby nikt nie usłyszał. Nagle usłyszałem szelest.
- Łał. Terro. Czy... Coś się stało? - usłyszałem zatroskany głos Miran.
Stanąłem jak wryty. Cały skamieniałem. Miałem coś powiedzieć, ale zrezygnowałem. Westchnąłem i usiadłem.
- Usiądź - powiedziałem. - Pytaj o co chcesz.
Popatrzyłem jej w oczy.

<Miran?>